Jerzy Zieliński OCD
Karmelita bosy, rekolekcjonista, autor wielu artykułów i ksiązek z dziedziny duchowości.
Wprowadzenie w praktykę nabożeństwa szkaplerznego
© Krakowska Prowincja Karmelitów Bosych
Wprowadzenie w praktykę nabożeństwa szkaplerznego
Formacja duchowa w znaku szkaplerza świętego
Nabożeństwo szkaplerzne nie proponuje jakiejś ogólnej, mglistej i nieokreślonej formacji duchowej. Nie zawęża się do odmawiania maryjnych modlitw i biernego czekania, aż Maryja zrobi coś w moim życiu. Szkaplerz jest znakiem bardzo konkretnego sposobu życia, w którym osoba świadomie i dobrowolnie wchodzi na szlaki przetarte przez Matkę Jezusa i postanawia Ją naśladować. Decydując się na podróżowanie po nich, zaopatrzona w dobrą intencję i wytrwałość, otrzymuje od Ducha Świętego wewnętrzną pewność, że doprowadzą ją one do samego Serca Jezusa.
Formacja karmelitańska
Przyjmujący szkaplerz staje się członkiem rodziny karmelitańskiej. W ten sposób zaproszony zostaje do praktycznego zainteresowania się jej duchowością i misją z uwzględnieniem charakteru swojego stanu życia. Powinien zatem, w formie, jaka jest dla niego możliwa, poczuwać się do jedności z Karmelem, uczestniczyć w jego liturgii, zgłębiać jego duchowość, żyć jego ideałem i historią, modlić się i współpracować z zakonem, aby przez wierność własnemu powołaniu ukazywać światu Maryję. Powinien podejmować różne dobrowolne umartwienia w duchu karmelitańskim, a także angażować się w jego misję: być w świecie znakiem zjednoczenia z Bogiem.
Formacja maryjna
Szkaplerz jest znakiem miłości Maryi. Ta Jej miłość domaga się odwzajemnienia w życiowych postawach. Jak zatem wychowuje Maryja i jakie winniśmy zajmować postawy, aby w nabożeństwie szkaplerznym zyskać to piękne duchowe podobieństwo do Jej Syna?
Ku rodzinnym relacjom z Trójcą Świętą
Życie duchowe człowieka, który zaprosił do siebie Maryję, zostaje wprowadzone w bezpośrednią bliskość tajemnicy Bożego ojcostwa. Matka Jezusa cieszy się bowiem takim zjednoczeniem z Trójosobowym Bogiem, jakiego poza Nią nikt z nas dostąpić nie może. Ona jest Jego pierwszą i najpiękniejszą córką. Bóg nie odmawia Jej niczego, gdyż Jej pragnienia i prośby są doskonale zjednoczone i całkowicie zgodne z Jego pragnieniami i wyrokami. Jest bez cienia grzechu, a Boże macierzyństwo włącza Ją w jedyny sposób w życie Trójcy Świętej. Stąd jednoczy Ona oddaną sobie osobę z Ojcem, Synem i Duchem Świętym, którzy w Niej żyją.
Pod macierzyńskim okiem Maryi uczymy się patrzeć na Boga jako na Ojca. Wprowadzani jesteśmy stopniowo w tajemnicę rodziny Trójcy Przenajświętszej. Człowiek ma intelektualną wiedzę na ten temat. Wie, że Bóg jest Ojcem. Ale tu chodzi o przeżycie tej prawdy w sercu. Od przeżycia jakiejś tajemnicy rozumem do życia nią sercem wiedzie długa droga. Nikt z nas nie przeżyje sercem tej tajemnicy bez obecności Maryi, a przecież powołanie do uczestnictwa w życiu Boga jest pierwszym i najpiękniejszym powołaniem ludzkości.
Bóg sam odsłania przed człowiekiem swoje oblicze Ojca. On pierwszy troszczy się o los naszych prarodziców po ich upadku. Jawi się tutaj jako Ojciec, który przyodziewa dzieci. Wzruszające słowa o charakterze swego ojcostwa wypowiedział przez niektórych proroków. Ustami Ozeasza tłumaczy: "Przecież Ja uczyłem chodzić Efraima, na swe ramiona ich brałem: oni zaś nie rozumieli, że troszczyłem się o nich. Pociągnąłem ich ludzkimi więzami, a były to więzy miłości. Byłem dla nich jak ten, co podnosi do swego policzka niemowlę - schyliłem się ku niemu i nakarmiłem go" (Oz 11, 3-4). Ojciec, który przytula dziecko i karmi je. To przecież On jest miłością macierzyńską i On stworzył miłość matki. Ustami Psalmisty powie: "Ustrzegę go, zachowam przy życiu. Pokrzepię go na łożu boleści: podczas choroby poprawię całe jego posłanie" (Ps 41, 3-4). Ojciec, który opiekuje się chorym dzieckiem. Gdy Syjon żali się: "Bóg mnie opuścił, Pan o mnie zapomniał", On odpowiada: "Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta, która kocha syna swego łona? A nawet gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie. Oto wyryłem cię na swoich dłoniach" (Iz 49, 14-15). Ojciec, który nieustannie podąża wzrokiem za dzieckiem, którego czujność jest nieporównywalnie większa od czujności ziemskiej matki.
Najpiękniej tajemnicę swego ojcostwa Bóg wyraził w Chrystusie, którego rodzi odwiecznie. Jezus uczy nas zwracania się do Boga słowem Abba. Wyrażenie to należy do języka dziecięcego. Jest zdrobniałą formą, którą w języku polskim należałoby oddać słowem "tato". Jezus modląc się do Ojca w taki właśnie sposób, wyraża uczucia, którymi żyło Jego ludzkie serce. Bóg Ojciec, Tato, który przyodziewa, który schyla się, bierze na ramiona i karmi, który podnosi do swego policzka, który poprawia posłanie w chorobie, którego oczy podążają za dzieckiem czujniej niż oczy matki - to jest tajemnica, do odkrycia której człowiek został powołany i w czym wytrwale pomaga mu Maryja.
Poznać Boga jako swego Ojca - to odkryć swoje pochodzenie, to zająć właściwe miejsce w życiu, to doświadczyć, że nie żyje się w próżnię, i że przeżywana codzienność jest wielkim darem dla innych. Poznać swoje odwieczne korzenie w Sercu Ojca - to doświadczyć głębokiego pokoju w swoim sercu; pokoju, który trwa pomimo trudności. Ten pokój daje poczucie przynależności, którego nie może podarować świat, gdyż nie przez niego jesteśmy zrodzeni. Gdy przynależę do Rodziny Ojca, mam sens istnienia, mam pewność jutra, mam wieczną perspektywę, która nie przeminie, choćby przeminął świat. Ten głęboki wewnętrzny pokój, wyrosły z przeżycia tajemnicy Bożego rodzicielstwa, jest największym darem. Maryja, która już w pełni żyje rodzinnymi relacjami w łonie Trójcy Przenajświętszej, wprowadza oddane sobie osoby w przeżywanie sercem tych relacji. Przyswajają je sobie i żyją nimi znacznie szybciej, doskonalej i owocniej aniżeli ci, którzy polegają na własnych siłach.
Akceptacja codziennego krzyża
Przeżywanie codzienności z Maryją nie uwalnia od krzyża i ludzkiej niemocy. Przeciwnie, włącza nas w misterium męki Jej Syna. Jednakże wszelkie doświadczenia związane z duchowym rozwojem przechodzimy z Nią spokojniej, szybciej i łagodniej. Maryja uczy nas otwarcia się na cierpienie, bez względu na to, czy je rozumiemy czy też nie.
Wprowadzając św. Faustynę Kowalską w tajemnicę swego krzyża, Jezus ukazał jej pewien wymowny obraz, który Święta opisała następująco: "Wtedy ujrzałam Pana Jezusa przybitego do krzyża. Kiedy Jezus chwilę na nim wisiał, ujrzałam cały zastęp dusz ukrzyżowanych tak jak Jezus. I ujrzałam trzeci zastęp dusz i drugi zastęp dusz. Drugi zastęp nie był przybity do krzyża, ale dusze trzymały silnie krzyż w ręku; trzeci zaś zastęp dusz nie był ani ukrzyżowany, ani nie trzymał w ręku krzyża silnie, ale wlokły te dusze krzyż za sobą i były niezadowolone. Wtem rzekł mi Jezus: Widzisz, te dusze, które są podobne w cierpieniach i wzgardzie do mnie, te też będą podobne i w chwale do mnie; a te, które mają mniej podobieństwa do mnie w cierpieniu i wzgardzie - te też będą miały i mniej podobieństwa w chwale do mnie" (Dzienniczek. Miłosierdzie Boże w duszy mojej, Warszawa 1993, 446).
Powołaniem każdego z nas jest usiłowanie, by upodobnić się do dokonującego całkowitej ofiary z siebie Chrystusa. Stąd pytanie o życiowy krzyż i sposób jego dźwigania jest pytaniem zasadniczym. Czy przypadkiem nie wlokę tego krzyża za sobą? Czy może ujmuję go mocno w swoje dłonie? Czy może pozwalam przybić się do niego tak jak Jezus? Nie są to pytania małej wagi, gdyż od mojej postawy względem codziennego krzyża zależy stopień chwały i wiecznego szczęścia w niebie. Każdy z nas ma własny i nieco inny krzyż do niesienia - przedmiot zmagań i walk. Inne trudności, które niejednokrotnie trzeba przezwyciężać z wielkim mozołem. Nie wszystkie są jednakowo ciężkie. Bywają i małe krzyżyki. Kiedy jednak jest ich wiele, połączone ze sobą, mogą stać się znacznym wyzwaniem.
O własnych siłach nikt nie przeniknie tajemnicy swego krzyża, a już na pewno nie zajmie tej najbardziej pożądanej względem niego postawy - rozciągnięcia na nim swoich ramion. Tutaj trzeba wyzbyć się ludzkiej mądrości, która prowadzi do rezygnacji i różnego rodzaju wewnętrznych buntów wobec tajemnicy cierpienia. Dlatego Jezus stawia przy nas Maryję, Tę, której obecność umożliwia właściwą realizację życiowego krzyża. Ona uczy nas zajmowania właściwej postawy wobec dwojakiego aspektu naszego życiowego krzyża: cierpienia, które jest owocem osobistych grzechów oraz cierpienia niezawinionego.
W pierwszym przypadku Maryja wprowadza nas na drogę wewnętrznego nawrócenia, na drogę akceptacji prawdy o swojej ograniczoności, niewystarczalności i niedoskonałości. Towarzyszy procesowi codziennego nawracania się wyjednując nam światło Ducha Świętego, by móc patrzyć na rzeczy i sprawy doczesne oczami Boga, czyli dostrzec nadprzyrodzony sens we wszystkich wydarzeniach, bez względu na to, czy są one radosne czy bolesne.
W przypadku cierpienia niewinnego, szczególnie tego, które towarzyszy nam przez dłuższy czas, Maryja uczy trudnej sztuki jednoczenia się z krzyżem Jej Syna, podejmującego dobrowolnie niezawinione cierpienie. Przypatrując się Jej postawie na kartach Ewangelii, można zauważyć charakterystyczną rzecz: zabiera Ona głos w momentach radosnych. Słyszymy Ją w czasie zwiastowania, nawiedzenia. Nie słyszymy natomiast ani jednego Jej słowa w czasie trudnej podróży do Betlejem, w czasie ucieczki do Egiptu ani na drodze krzyżowej. Czy to nie zastanawiające? Swoim przykładem uczy nas postawy otwarcia się na niezawinione cierpienie. W pierwszej chwili taki krzyż może budzić wstrząs i postawę buntu. Jednak całkowite zdanie się na Nią i zaufanie Jej wprowadza pokorne dusze w tajemnicę jego akceptacji.
Z chwilą, gdy Chrystus wziął dobrowolnie belkę swego krzyża i pozwolił się do niej przybić, każdy nasz najdrobniejszy nawet krzyż czy choćby szlachetne zmęczenie, stało się zaszczytem. Bez tej jedności naszego i Chrystusowego krzyża nie zrozumie się postawy i słów tak wielu świadków krzyża, jak chociażby św. Ignacego z Antiochii, jednego z wczesnych męczenników Kościoła. Zadziwiają słowa jego listu do Rzymian, gdzie pisze między innymi: "Ogłaszam wszystkim, iż chętnie umrę dla Boga, jeśli mi w tym nie przeszkodzicie. Proszę was, wstrzymajcie się od niewczesnej życzliwości. Pozwólcie mi stać się pożywieniem dla dzikich zwierząt, dzięki którym dojdę do Boga. Jestem Bożą pszenicą. Zostanę starty zębami dzikich zwierząt, aby stać się czystym chlebem Chrystusa. Proście za mną Chrystusa, abym za sprawą owych zwierząt stał się żertwą ofiarną dla Boga" (drugie czytanie ze wspomnienia św. Ignacego antiocheńskiego, Liturgia Godzin, tom IV, s. 1277).
Jezus nie nakłada na nas krzyża podobnego temu, jaki przypadł w udziale św. Ignacemu. Ale i ten, który każdy z nas ma obecnie, również wymaga wielkiego męstwa i ufności. Aby go ochotnie zaakceptować i podjąć, Maryja wyprosi nam i ugruntuje w naszych sercach postawę nadziei, która przewyższy wszelkie trudności. Ducha owej nadprzyrodzonej nadziei przepięknie oddaje modlitwa św. Faustyny Kowalskiej: "Jezu, dziękuję ci za codzienne drobne krzyżyki, za przeciwności w moich zamiarach, za trud życia wspólnego, za złe tłumaczenie intencji, za poniżanie przez innych, za cierpkie obchodzenie się z nami, za posądzenia niewinne, za słabe zdrowie i wyczerpane siły, za zaparcie się własnej woli, za wyniszczenie swego ja, za nieuznanie w niczym, za pokrzyżowanie wszystkich planów. Dziękuję ci, Jezu, za cierpienia wewnętrzne, za oschłości ducha, za trwogi, lęki i niepewności, za ciemność i gęsty mrok wewnętrzny, za pokusy i różne doświadczenia, za udręki, które wypowiedzieć trudno, a zwłaszcza za te, w których nas nikt nie zrozumie, za godzinę śmierci, za ciężkość walki w niej, za całą jej gorycz. Dziękuję ci, Jezu, któryś wpierw wypił ten kielich goryczy, nim mnie, złagodzony, podałeś" (Dzienniczek, 343).
Przeobrażenie dotychczasowej służby Kościołowi
Oddawszy się dziełu naśladowania Maryi zostajemy wprowadzeni w świat Jej działań, Jej intencji i Jej miłości. Zażyłość z Nią zmienia na pierwszym miejscu charakter naszej modlitwy, którą podejmujemy już nie tylko po to, aby szukać siebie i swoich spraw, lecz aby poddać się Jej działaniu i oczekiwać tego wszystkiego, co Ona dla nas wybrała.
Pod działaniem Matki Jezusa przeobraża się nasza działalność i służba Kościołowi. Żaden człowiek nie posiada wglądu w tajemnice najpilniejszych potrzeb Kościoła i poszczególnych dusz. Rozporządzając swoimi modlitwami, zasługami i ofiarami według własnego, ludzkiego wyczucia tych potrzeb, chybimy często dokonując "duchowych inwestycji". Nasze ofiary, chociaż są zawsze cenne, nie przysporzą nam ani duszom takich owoców i dóbr, jakie mogłyby, gdyby były zainwestowane tam, gdzie są największe potrzeby. W szkole Maryi uczymy się zatem rezygnacji z wolności w dysponowaniu tym, co nazywamy "naszymi zasługami". Odtąd ich właścicielką jest Matka Syna Bożego. Ona angażuje je w te miejsca Kościoła i w te dusze, które są w największej potrzebie i które przyniosą w konsekwencji najwięcej owoców. Na progu wieczności człowiek stanie zdumiony widząc przekazywaną sobie wielką niebieską fortunę - owoc oddania Maryi na własność swoich biednych duchowych groszy. Nie oznacza to, że nie może on ofiarować swoich modlitw i ofiar w różnych intencjach. Tutaj chodzi o wewnętrzną rezygnację z prawa do dysponowania nimi i wiarę, że cokolwiek spodoba się Jej z tym zrobić, jest to zawsze najlepsze dla Kościoła, dla dusz i wreszcie dla niego samego.
Maryja uzdrawia także naszą postawę względem powierzonej nam przez Bożą Opatrzność życiowej misji w Kościele. Są dzieła, nawet wielkie i wykonywane dla Boga, których wartość ludzkie serce ocenia pod kątem jakości rezultatów, skuteczności oddziaływania, ilości przynoszonej satysfakcji, zgodności z tym, na ile przebiegały według ustalonego wcześniej planu. One nigdy nie będą po Bożej myśli, gdyż tak naprawdę służą jako pożywka sercu, które je wykonuje. Serce kierujące się takim nastawieniem jest chore i jego choroba ujawni się wcześniej czy później w formie jakiegoś kryzysu, choć może nie od razu jest się tego świadomym. Serca takich ludzi tylko połowicznie służą Bogu. One służą przede wszystkim uwodzącej pokusie aktywności i jej owoców.
W szkole Maryi rodzą się dzieła, czasami wielkie, a czasami ledwo dostrzegalne, które ludzkie serce wykonuje z poczucia misji i powołania, dzieła budowane na zawierzeniu Bogu, w którego ojcowskich rękach jest wszystko, a szczególnie ich owoce. W takim nastawieniu serca Maryja chce kierować życiową misją każdego z nas. Uczy dostrzegać Boga również w doświadczeniu słabości, w której doskonali się moc i skuteczność (por. 2 Kor 12, 9), w doświadczeniu milczenia, pozornej przegranej i pozornej Jego nieobecności. Nawet wówczas, gdy w ludzkich oczach wszystko wydaje się być stracone, On wciąż jest i wszystko znajduje się w Jego mocy. Bóg nie tyle pragnie wyników, co właściwej postawy, aby powołany przezeń człowiek uznał, że jest nieużytecznym narzędziem i jako taki wykonał swoje zadanie. "Tak mówcie i wy, gdy uczynicie wszystko, co wam polecono: Słudzy nieużyteczni jesteśmy; wykonaliśmy to, co powinniśmy wykonać" (Łk 17, 10).
Skuteczniejsza walka z szatanem
Objawienie mówi nam, że zanim Bóg stworzył widzialny świat, powołał do istnienia czyste duchy - aniołów. Jeden z nich, nieporównywalny w swym pięknie, był koroną stworzenia. Ale to właśnie on, zapatrzony w siebie, w swoje piękno, buntuje się i woła do Stwórcy w niepojętej dla człowieka pysze: "Nie będę służył!". Tradycja chrześcijańska nadała mu imię Lucyfer, co znaczy "syn jutrzenki", "niosący światło", "odbijający światło". Odwołując się do tekstu proroka Izajasza, będącego satyrą na śmierć tyrana (chodzi tutaj o króla asyryjskiego Sargona II lub Sennacheryba), tak opisuje jego upadek: "Jakże to spadłeś z niebios, Jaśniejący, Synu Jutrzenki? Jakże runąłeś na ziemię, ty, który podbijałeś narody? Ty, który mówiłeś w swym sercu: Wstąpię na niebiosa; powyżej gwiazd Bożych postawię mój tron... wstąpię na szczyty obłoków, podobny będę do Najwyższego" (14, 12-14). Strącony z wysokości ustępuje miejsca Tej, która wypowie najbardziej pokorne słowa, jakie może wypowiedzieć stworzenie: "Oto ja, służebnica Pańska" (Łk 1, 38). Odtąd Maryja staje się śmiertelnym wrogiem szatana i jego królestwa, więc szatan zionie względem Niej nienawiścią najsilniejszą po tej, jaką ma względem Boga.
Powierzenie się Maryi jest najlepszą obroną przed atakami szatana. Ucząc się żyć tak jak Ona, stajemy się równie niedostępni i niepodatni na działanie złego ducha. Życie człowieka, który zawierzył siebie Maryi, zarówno w wymiarze duchowym jak i materialnym, otrzymuje specyficzny znak, pewien rys maryjny doskonale widoczny dla szatana. Wciąż ma on taką samą możliwość szkodzenia, ale wie już, że z taką duszą nie pójdzie mu łatwo. Jego działanie traci na skuteczności.
Szatan nie ma dostępu do serca człowieka. Jego drzwi może mu otworzyć tylko on sam. Mając niezmierną łatwość wywoływania w naszej żywej wyobraźni obrazów, skojarzeń, różnego rodzaju bluźnierczych i prześladowczych myśli, wygrywa niejednokrotnie przez zaskoczenie, doprowadza do paniki, przestrachu, wątpliwości. Zajęcie postawy przestraszonego uciekiniera jest już naszą przegraną. Bardzo często sami dostarczamy mu do ręki broni, którą nas rani, przez nieroztropne sięganie po erotyczną literaturę, bezsensowne przesiadywanie przed telewizorem, dyskutowanie z pokusą. Maryja więc przeprowadza nas przez trudną, ale i konieczną, lekcję zachowywania wewnętrznego pokoju w obliczu pokusy. Jedyną rzeczą, którą może uczynić kusiciel, jest pokazanie obrazu, podpowiedzenie myśli. Autorem dalszego ciągu wydarzeń jestem ja sam. Mądrość, którą Maryja chce zaszczepić w sercach, która zdobywana jest stopniowo przez osobiste doświadczenie, polega na wyzbywaniu się postawy uciekiniera, a ćwiczeniu się w postawie stałości. Szatan jest upokarzany i przegrywa, gdy widzi, że nawet w powtarzającej się pokusie ktoś nie traci ufności i duchowej równowagi, nie wpada w panikę.
Wszelka cnota błyszczy przed Bogiem nie wtedy, gdy jest się wolnym od pokusy, ale wtedy, gdy walczy się o nią nawet w trudnych i długotrwałych pokusach. Odwaga do zajęcia takiej postawy nie pochodzi jednak od człowieka i nie ma nic wspólnego z pychą czy mentalnością typu "sam sobie poradzę". Ci, którzy tak sądzą, pierwsi upadają. To pokora, wyrażona uznaniem swojej niemocy, wyjednuje asystencję Maryi w tego typu sytuacjach. Nabywamy wówczas wewnętrznej pewności, że skoro nie szukamy grzechu i swoją lekkomyślnością nie stwarzamy do niego okazji, dzięki Jej skutecznej i towarzyszącej obecności nie ulegniemy.
Wielowiekowa tradycja Kościoła przekazuje nam cenne wskazania dotyczące duchowej walki z szatanem. Dotyczą one czterech zagadnień: równowagi, pokusy, pomocy i zwycięstwa (R. Laurentin, Szatan, mit czy rzeczywistość? Warszawa 1997, s. 218-219).
W kwestii równowagi zaleca: (1) Walkę z szatanem rozpoczynaj w sytuacji rodzącej się okazji do grzechu, zanim jego pokusa na dobre zagości w sercu. Walka z okazją do grzechu daje największą szansę zwycięstwa. (2) Przestrzegaj ładu w swym życiu. Posiadanie, wiedza, władza, miłość winny być zorientowane na Boga, który ci je daje. Kieruj swoim życiem od wewnątrz, z głębi twej natury i z głębi łaski. Są to zasoby, którym należy zaufać. Wkrocz na królewski szlak postów.
W kwestii pokusy zaleca: (1) Nie kieruj się ani nie daj się pochłonąć gwałtownej, obsesyjnej pokusie jakiegoś dobra czy natychmiastowej przyjemności. Znajdź sobie coś innego, by zająć swój umysł i zmobilizować siły, a oszukańcze mamienie ustanie. (2) Jeżeli oddawszy wszystko Bogu i żyjąc w Nim w pokoju i radości, doświadczysz w niezrozumiały sposób ciemności, pokus, nieszczęść, a nawet udręczeń, jeżeli nagle poczujesz się opuszczony przez Boga lub obcy Mu, wiedz, że ten najsilniejszy atak szatana może okazać się zbawienną próbą. W ciemnościach oddaj się całkowicie Bogu.
W kwestii pomocy doradza: (1) Zawierz, oddaj się całkowicie Najświętszej Maryi Pannie. Jest naprawdę twoją matką. Widzi dalej niż ty i chroni cię. Powierz Jej wszystko. Znajdzie się to w dobrych rękach. Pozostawaj w Jej obecności. (2) Nie zapominaj o tym, że masz anioła stróża. Powierz się temu strażnikowi, który dla Boga walczy przeciwko szatanowi.
W kwestii zwycięstwa poucza: szatan jest definitywnie pokonany, nie lękaj się i bądź pewny zwycięstwa, nie twego, lecz Chrystusa; nie twoich sił, lecz sił Miłości.
W tajemniczych zamiarach swojej Opatrzności Bóg może wyprowadzić dobro ze skutków zła, spowodowanego przez stworzenia rozumne: aniołów i ludzi. Z odrzucenia i ukrzyżowania Syna Bożego, największego zła, jakie dokonało się w historii ludzkości, Bóg wyprowadził największe dobro - nasze odkupienie. Pamiętajmy, że zło nie staje się przez to dobrem (Katechizm Kościoła Katolickiego, 312). Człowiek nie przeniknie do końca tych tajemniczych zamiarów Bożych, zawsze jednak pełnych miłości, miłosierdzia i sprawiedliwości.
Czyste serce
Świętości Maryi nigdy nie pojmie żaden anioł ani żaden błogosławiony w niebie. Wielkość Jej piękna pojmuje jedynie Bóg, jego twórca. Z tej racji rozum ludzki, stając wobec tajemnicy czystości Serca Matki Boga, musi z pokorą uniżyć się i uznać niepojętość Jej osoby. Czystość Serca Maryi jest niepojęta dla rozumu. Nie znaczy to jednak, że jest ono całkowicie zapieczętowane, zamknięte przed człowiekiem. W tę tajemnicę można wchodzić i poznawać ją. Prowadzi do niej tylko jedna droga - pogłębianie swojego życia duchowego. Dlaczego tylko w ten sposób? Z tej prostej racji, że praktyka życia duchowego ma na celu osiąganie coraz większego stopnia czystości serca, a tylko czyste serce może stanąć wobec tych tajemnic i z pomocą Bożego światła poznawać je.
Gdy oddajemy Maryi swoje serca, jesteśmy na zasadzie wzajemności zaproszeni do przygody poznawania Jej Serca. Piękna tej przygody nie można wyrazić słowami. Jest to fascynująca rzeczywistość, którą można pojąć jedynie poprzez osobiste doświadczenie. Maryja odkrywa przed człowiekiem tajniki swego Serca oczyszczając stopniowo jego serce. Gdy przeżywa on swoje życie w atmosferze oddania się Jej, co wyklucza wszelką połowiczność i powierzchowność, jego serce nabywa niezwykłej czystości i wrażliwości. Nie ma innej drogi życia duchowego, na której serce człowieka mogłoby osiągnąć większą czystość i wrażliwość, niż zaproszenie Maryi do siebie.
Biblia ukazuje serce jako symbol całości życia, ośrodek działania i charakteru. To centrum uczuć, rozumu i woli. W nim wszystko ma swój początek. Nie to co wchodzi do człowieka, ale to co wychodzi z jego serca czyni go czystym lub nieczystym, przypomni Jezus swoim słuchaczom (por. Mt 15, 19-20). Serce jest źródłem całego ludzkiego postępowania. To co czynimy na zewnątrz, czyli jak i na co patrzymy, jak i czego słuchamy, jak i o czym mówimy, wyraża nasze wnętrze. Całe duchowe życie jest pracą, którą wykonujemy w odniesieniu do serca.
Człowiek nie jest w stanie o własnych siłach przeżyć w swym wnętrzu daru czystego serca. Jest to dzieło samego Ojca, o czym przypomina nam psalm 51: "Zmiłuj się nade mną, Boże, w swojej łaskawości, w ogromie swej litości zgładź nieprawość moją! Stwórz, o Boże, we mnie serce czyste i odnów we mnie moc ducha!".
"Stwórz, o Boże, we mnie serce czyste". Dzieło, które w imieniu samego Boga wykonuje Maryja w sercu człowieka, polega na wprowadzaniu go w przeżywanie czystości serca samego Jezusa. Jest to czystość doskonała, czystość głębi, obejmująca nasze oczy, mowę i serce. Nikt nie zna Jezusa lepiej od Maryi, dlatego też nikt nie może być doskonalszym od Niej przewodnikiem po drogach tej czystości najszlachetniejszej, którą obserwujemy w życiu Jej Syna. "Nie cudzołóż", "nie pożądaj", "nie kradnij". Unikanie czynnego grzeszenia to w życiu każdego człowieka fundament. Maryja zaprasza nas jednak, abyśmy wypłynęli na głębię i zanurzyli się w tajemnicy naszych najskrytszych intencji, o których mówią słowa Jezusa: "każdy, kto pożądliwie patrzy...", "każdy, kto się gniewa...", czy napomnienie św. Jakuba Apostoła: "niech wasze tak znaczy tak" (Jk 5, 12). Rozdźwięk między zewnętrznym postępowaniem a światem wnętrza oddala od doskonałej czystości serca. Szybkość i skuteczność podążania ścieżkami świętości zależy właśnie od pracy nad poruszeniami serca, jego wrażliwością, dobrocią i szlachetnością.
Serce, które Maryja oczyści do samego dna, do poziomu skrytych i często nieuświadomionych intencji - tylko takie serce dziedziczy błogosławieństwo Jezusa i zdolne jest poznawać niepojęty świat czystego Serca Maryi. Człowiek, który zaprosił Maryję do swego życia i powierzył Jej swoje serce, może powtórzyć do Niej słowa św. Zenona z Werony, wypowiedziane o wielkim darze czystości serca: "Ty Ducha Świętego wprowadzasz do duszy. Przez ciebie uwielbiony jest Chrystus. Ty jesteś w stanie Boga Ojca przebłagać. Szczęśliwy, kto wraz z tobą dojdzie do wieczności" (Zenon z Werony, O czystości serca, VII,20).
© Krakowska Prowincja Karmelitów Bosych
