Stąd do miłości

Współczesny człowiek, wraz ze swymi niepokojami i obawami o przyszłość, odczuwa coraz głębiej swoiste zagubienie. Może, dlatego fenomenem ostatnich lat jest rosnące zainteresowanie medytacją? Jest ona nie tylko najgłębszą ludzką potrzebą ale i szansą ratunku przed licznymi zagrożeniami, jakie niesie dla człowieka cywilizacja. 
Święty Alfons Liguori mawiał, że temu, który medytuje, trudniej przychodzi zgrzeszyć, a jeśli nawet zgrzeszy - natychmiast podnosi się z upadku. Medytacja tak, bowiem usposabia człowieka, że albo porzuca grzech, albo musi zaprzestać rozmyślań.
Słowem medytacja określa się, najczęściej modlitwę, myślną, czyli rozmyślanie. Nie jest to, więc modlitwa ustna, ponieważ nie wiąże się z wypowiadaniem żadnych słów, tylko dokonuje się - przy pomocy rozumu, woli oraz uczuć - we wnętrzu człowieka. Medytacja chrześcijańska nie jest w zasadzie niczym innym jak zgłębianiem treści wiary. Jest modlitwą w samotności, we wnętrzu. Jest dialogiem człowieka z Bogiem. Wyższym stopniem medytacji jest kontemplacja. Mistrzowie kontemplacji wyróżniają często dwie drogi do jej spełnienia. Kontemplacji można się wyuczyć przez długotrwałe ćwiczenia i tę jej formę nazywamy nabytą. Może też być szczególnym darem, łaską daną przez Boga i wtedy określa się ja jako wlaną. Kontemplacja ceniona jest wyżej od medytacji, w której główną rolę odgrywa rozum. Kontemplacja to doświadczenie bliskości Stwórcy, to stan natchnienia przez Ducha Świętego. Jednak metod medytacji i kontemplacji jest całkiem spora liczba. Różnią one zarówno wykorzystywanymi technikami jak i innymi znaczeniami pewnych dosyć pojemnych terminów. Słowem, jest to materiał, w której nie tylko laik może się z łatwością pogubić.   

Dlaczego na Wschód?

Jako zjawisko typowo ludzkie medytacja stała się dla wielu współczesnych ludzi nadzieją na znalezienie ukojenia, refleksji i spokoju. W ostatnich latach masowe zainteresowanie Zachodu praktykami medytacyjnymi Dalekiego Wschodu wzięło się m.in. z fascynacji opanowaniem i powściągliwością ludzi, którzy tam żyją. Zwłaszcza, że oni sami wskazują często na medytację jako na źródło wewnętrznego spokoju. Fala kontestacji, która ogarnęła większą część społeczeństw zachodniej cywilizacji w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku, po dziś dzień kojarzy się nam ze Wschodem. Po nauki duchowe do mnichów jeździli słynni muzycy, aktorzy, milionerzy. Wszyscy swoje duchowe poszukiwania tłumaczyli przesytem, dehumanizującym tempem życia człowieka Zachodu, parytetem konsumpcji i sukcesu. Niemal wszyscy tłumaczyli swoje wyprawy potrzeb± znalezienia własnego prawdziwego "ja", odkryciem sensu istnienia. Wracali stamtąd odmienieni, na temat swoich głębokich przeżyć pisali książki, udzielali wywiadów. Ba…, głosili nawet manifesty. Ile prawdy było w tych przemianach? Trudno to ocenić, ale często owe wielkie zmiany odchodziły wraz z modą tak samo szybko, jak przychodziły. Być może zabrakło wytrwałości, ale może powody były znacznie głębsze…

Sklepik z refleksjami

Tak czy inaczej, owa wielka promocja Wschodu przyniosła tyleż powszechną, co powierzchowną wiedzę na temat duchowości Wschodu. Mnogość jej rodzajów i wielość szkół pozwoliły na wielce dowolne wybieranie swojej "nowej drogi". Jedni chcieli doskonalić swoja seksualną sprawność, inni ze swoich kończyn zrobić bezbłędne narzędzie walki, jeszcze inni silili się po prostu na oryginalność, aż po takich, którzy rzeczywiście szukali harmonii, piękna, spokoju i refleksji. Ten konglomerat często dowolnie łączono i mieszano - z różnym skutkiem. Nie chodzi tu bynajmniej o potępienie tych poszukiwań, czy też odmówienie im jakiejkolwiek wartości, chociaż wiele autorytetów duchowych Kościoła katolickiego wyraźnie wskazuje na zagrożenie płynące z tej strony, bowiem nierzadko są to środki stosowane przez rozmaite sekty.
Na plakatach ulicznych spotykamy się z zaproszeniami do udziału w kursach, na przykład jogi chrześcijańskiej, albo medytacji zen dla chrześcijan. Księgarnie zarzucone są literaturą poświęconą rozmaitym technikom medytacyjnym, a zwłaszcza tym, które wywodzą się ze Wschodu.   

Wielkie metody

Czyżbyśmy zapomnieli, że medytacja jest praktykowana w naszym Kościele już od dwóch tysięcy lat? Już starożytni Ojcowie Kościoła zachęcali do medytacji także świeckich chrześcijan żyjących w małżeństwie. Dla ukształtowania metody rozmyślania nad Słowem Bożym we wspólnotach monastycznych zasadnicze znaczenie miała słynna Reguła św. Benedykta z, Nursji, która zalecała medytacyjną lekturę Pisma Świętego. Najczęściej medytowano w godzinach nocnych, kosztem snu, bo właśnie ta najspokojniejsza pora dnia wydawała się najbardziej stosowna do rozmyślań. Dlaczego więc i my nie mielibyśmy czynić podobnie, oddając się o poranku albo po zakończonym dniu, przed udaniem się na spoczynek, medytacji nad Słowem Bożym? Każdego, kto medytuje codziennie choćby przez kwadrans, św. Franciszek Salezy zapewniał, iż osiągnie niebo.
Od XV wieku rozmyślania wyrastające z tradycji chrześcijańskiej bywały ujmowane w sposoby ich praktykowania, zwane metodami. Najbardziej znana jest chyba metoda, ignacjańska, co, do której szczegółowe wskazówki znajdują się w "Ćwiczeniach duchowych" założyciela jezuitów św. Ignacego Loyoli. Inne metody stosowane są przez duchowych synów św. Franciszka z Asyżu, a inne przez dominikanów; wśród zabytków języka polskiego znajduje się rękopis rozmyślań dominikańskich pochodzący z XVI wieku. Metodę ignacjańską uprościł i przystosował do użytku ludzi świeckich wspomniany już św. Franciszek Salezy. Istnieje również karmelitańska metoda św. Teresy od Jezusa oraz metoda sulpicjańska, która swoją nazwę zawdzięcza paryskiemu seminarium pod patronatem św. Sulpicjusza; opracowali ją różni ludzie, nieustannie doskonaląc jej szczegóły. Należy również wspomnieć o metodach św. Karola de Foucauld. Jedna z nich polega na uświadomieniu sobie w akcie wiary, co się zamierza czynić, a następnie - na przykład po lekturze fragmentu Nowego Testamentu - zapytaniu Boga, co ma nam do powiedzenia. Później należy zapewnić Boga, że właśnie to chciało się Mu powiedzieć, wreszcie zamilknąć i tylko wpatrywać się w Ukochanego.
Która z tych metod jest najlepsza? To niewłaściwie postawione pytanie, bo znawcy duchowości podkreślają, że każda jest dobra, jeśli jest skuteczna, to znaczy - o ile zachowuje istotę rozmyślania i pomaga w jego praktykowaniu.   

Od medytacji do kontemplacji·  
·    „(...)... jeśli staramy się sprowadzić medytację do prostego wpatrywania się w wielkie prawdy wiary, a raczej w tajemnicę Chrystusa - nie zredukowaną do racjonalistycznego ujęcia ani nie przysłoniętą efektowną i wzruszającą dekoracją, to możemy powiedzieć, że wysiłek, którego wymaga każda medytacja, nie tylko nie przeciwstawia się "biernosci" związanej z kontemplacją, ale raczej do niej prowadzi i jej służy. (...)
... należy rozróżniać medytację, mającą na celu ostatecznie tylko ćwiczenie woli, oraz medytację, która ma w nas stworzyć "nowego człowieka", przez stopniowe upodobnienie do nadprzyrodzonego wzoru. Dodajmy, że ten wzór nie ma być jakby skopiowany od zewnątrz, kreska po kresce, ale odtworzony przez sięgnięcie do źródła, dzięki ukrytemu pokrewieństwu, którego coraz doskonalsza wizja porusza najgłębsze struny naszej istoty. (...)
Wszystko przedstawia się zupełnie inaczej, jeżeli medytacja metodyczna pozostaje uległym narzędziem w rękach tego, kto się nią umiejętnie posługuje. Trzeba tylko, żeby to narzędzie miało wystarczająco bogaty materiał do obróbki. Jeśli treść medytacji będzie pulsować życiem, potrafi narzucić własny rytm stosowanej metodzie i człowiek nie będzie na ślepo ulegał jej wymaganiom. Tak właśnie stało się z metodą ignacjańską, kiedy dobrze rozumiana i stosowana zgodnie z duchem i literą zaczęła się karmić bogatą strawą biblijną i patrystyczną.(...)"

Louis Bouyer,
"Wprowadzenie do życia duchowego"   

Po co medytować?

"(...) Zasadniczą korzyścią płynącą z medytacji jest fakt, że człowiek przez tę czynność fizycznie i psychicznie szybciej regeneruje się, przez co wzrasta wydajność jego pracy. Medytacja prowadzi do rozwoju głębi, bo rozwój i zatopienie się w głębi jest u każdego człowieka nieograniczone i powiększa się z każdym ćwiczeniem. (...)
Asceza i duchowość widzi w uwolnieniu człowieka z nieopanowanych pożądań pierwszy ważny krok do głębszej religijności i osobowego spotkania z Bogiem. Tylko przez rachunek sumienia nie doszedłby nigdy człowiek do takiego głębszego poznania siebie, jak to następuje przez medytację. (...)
Medytacja ułatwia pogłębienie treści wiary. Wielu chrześcijan nie żyje wiarą w ogóle, albo wystarczająco, i Bóg nie odgrywa w ich życiu zasadniczej roli. Przyjęcie, więc prawd wiary do medytacji doprowadza do zbliżenia się do Chrystusa. Rozmyślanie ułatwia również wypełnienie wiary, prowadzi do jej rozwoju i realizacji w konkretnym życiu.
Także rozwój miłości znajduje w medytacji znaczne wsparcie. Medytacja jest źródłem wiary i miłości i jednocześnie miejscem ich najgłębszego wypełnienia oraz dojrzewania. Im więcej jest ona uprawiana, tym więcej staje się pełni± i doprowadza do pełni życia (por. J 10, 10). Medytacja mobilizuje spontaniczne siły twórcze człowieka. Właściwe siły twórcze człowieka leżą w jego podświadomości i nie pracują na rozkaz (Tilmann). Uaktywniaj± się najlepiej w stanie spoczynku i odprężenia przez wyłączenie własnego "ja". (...)
Przez medytowanie wzrasta wrażliwość człowieka. Przez ciszę wewnętrzną i ogólne odprężenie człowiek zaostrza swoje organy odbiorcze nawet na bardzo słabe podniety. (...)"

Ks. Edward Walewander,
"Zjawisko medytacji w dzisiejszym świecie" (w: "Medytacja")

Chrze¶cijanin wobec metod wschodnich

"(...) Kiedy mowa o metodach medytacji, pojawia się natychmiast pytanie, czy dla Europejczyka wchodzą w grę również metody wschodnie. Jest faktem, że metody takie od dawna już przywędrowały do nas i że wykazują one ogromną siłę przyciągania. Wielu posługujących się nimi uważa nawet, że j e d y n i e na tej drodze możliwa jest medytacja; w związku z tym gotowi bywają nawet rozstać się z chrześcijaństwem i przystąpić do hinduizmu czy buddyzmu. Inni natomiast, opierając się na dokładnej znajomości rzeczy, ostrzegają przed przyjmowaniem "hurtem" metod wschodnich, ponieważ jako coś nazbyt obcego nie są one do pogodzenia z historycznie uformowaną naturą Europejczyka; zarazem wszakże uważają za możliwe w wyważonych granicach czerpanie nauki ze wschodnich metod, po oddzieleniu ich od ich podłoża światopoglądowego. Już z tego wynika, że medytujący człowiek Zachodu winien czerpać przede wszystkim ze swego własnego dziedzictwa, z tradycji chrześcijańskiej, jakkolwiek jest ona, czy też właśnie dlatego, że jest ona dzisiaj zagrożona jednym z najpoważniejszych kryzysów w swoich dziejach. (...)"

Johannes B. Lotz SJ, "Wprowadzenie w medytację"   

Zamilknąć, odpocząć i wybrać

Rozmowa o medytacji z o. Dariuszem Kowalczykiem, prowincjałem Prowincji Wielkopolsko-Mazowieckiej Towarzystwa Jezusowego.

Czym jest dla Ojca medytacja?

- Medytacja czy też kontemplacja kojarzy mi się z ciszą i odosobnieniem w kontekście Słowa Bożego. W kontemplacji nie jest najważniejsze to, by pracować rozumem, by dochodzić do błyskotliwych refleksji, chociaż mogą być one bardzo cenne. W ćwiczeniach ignacjańskich bardzo ważne jest posługiwanie się wyobraźnią i obserwowanie własnych uczuć. Błędem byłoby jednak myślenie, że medytacja to jedynie odkrywanie i przebywanie w sferze wzniosłych i jasnych emocji. Docieramy zarówno do uczuć pozytywnych, jak i negatywnych. Jedną z korzyści medytacji jest niewątpliwie poznawanie samego siebie. Jeżeli dostrzeżemy nasze uczucia, i te dobre, i te złe, to możemy próbować je oswoić i uporządkować. Dotarcie do uczuć i ich uporządkowanie pozwala nam doświadczyć pełniej wolności. Dopiero wtedy możemy podejmować właściwe decyzje i dokonywać odpowiednich wyborów. Droga do właściwego wyboru wiedzie właśnie przez uporządkowanie uczuć.

Często można się spotkać z hierarchią±: medytacja - kontemplacja - mistyka. Przy czym w pierwszym stopniu rozum odgrywa stosunkowo dużą rolę, by tracić na znaczeniu w kolejnych.

- Żeby posłużyć się taką hierarchią, trzeba by ją najpierw dosyć mocno zdefiniować i osadzić w tradycji. Jest wiele różnych szkół, a samo słowo mistyka może mieć kilka znaczeń. Prawda jest, że rozum odgrywa większą rolę w medytacji niż w jej kontynuacji - kontemplacji. Kontemplacja to odpoczynek, trwanie przy Panu Bogu. Medytację i kontemplację widzę bardziej jako doświadczenie łaski Bożej, niż doświadczenie mocy jakiejś techniki. Sama technika medytacyjna to jest o wiele za mało z chrześijańskiego punktu widzenia. Można oczywiście korzystać z różnych technik, często pochodzących ze Wschodu, na przykład ćwiczyć oddech czy szukać właściwej pozycji. To się zresztą robi i nie ma w tym nic złego, ale są to jedynie narzędzia. Stan mistyczny można rozumieć jako doświadczenie jedności w wymiarze kosmicznym, ale ja osobiście najbardziej cenię mistykę oblubieńczą, rozumianą jako personalne, bardzo osobiste doświadczenie miłości Boga.

Słowa medytacja czy techniki medytacji u przeciętnego człowieka raczej kojarzą się z Dalekim Wschodem. To, że chrześcijanie medytują, czasami nawet spotyka się z niedowierzaniem…

- Tradycja Wschodu jest tradycją mistyczną i nic dziwnego, że tak się nam kojarzy. Chrześcijański Kościół Wschodni również zwykliśmy uznawać za bardziej mistyczny niż nasz, który miałby być raczej pod wpływem rozumu. Będę tu niepokorny i zaprzeczę zdecydowanie tym stereotypom. Jeśli się, bowiem porówna dzieła mistyków z Tybetu z czołowymi mistykami z Zachodu, to okaże się, że te nasze są dużo bardziej wnikliwe i głębokie. To właśnie w Kościele Zachodnim żyli i tworzyli Mistrz Eckhart, św. Jan od Krzyża, św. Teresa Wielka - najwięksi mistycy. Możemy naprawdę być dumni z tej tradycji i nie musimy mieć żadnych kompleksów wobec Wschodu. Problem w tym, że w odniesieniu do mistyki wielu zachowuje się w myśl przysłowia: "Cudze chwalicie, swego nie znacie".

Czy medytacja jest czymś dla wybranych, czy może dla każdego?

- Prawdopodobnie są ludzie, których się medytacji nie nauczy, ale że jest to jednak bardziej stan łaski Bożej, niż szczególnych umiejętności, to obstawałbym przy tezie, że medytacja jest dla wszystkich. W ostatnich latach rośnie zainteresowanie medytacją chrześcijańską, o czym świadczą chociażby pełne domy, w których jezuici dają rekolekcje zamknięte, ucząc właśnie medytacji. Dla nastolatków prowadzimy na przykład coś, co nazwaliśmy "Szkołą Kontaktu z Bogiem". Wymagania są bardzo restrykcyjne, bo w ciągu pięciu dni rekolekcji obowiązuje absolutna cisza, a jeśli ktoś się odezwie, to się żegnamy. Rozmawia się jedynie z przewodnikiem duchowym. Ciekawe jest to, że na rekolekcje zgłaszają się ludzie bardzo młodzi, z natury wieku hałaśliwi, a jednak wytrzymują. Co więcej, przeżycia tych młodych ludzi często są bardzo głębokie. To raczej argument za powszechną dostępnością medytacji.

Rozmawiał P.K.
Michał Gryczyński
Piotr Krysa