Abp Wojciech Polak, Metropolita Gnieźnieński, Prymas Polski

Bardzo Wam dziękuję, najpierw, za zaproszenie mnie na IV Ogólnopolski Kongres Ruchów i Stowarzyszeń Katolickich, który odbywa się właśnie tutaj, na Żoliborzu, u św. Stanisława Kostki. Jest to bowiem okazja, aby choć przez chwilę przypatrzeć się z bliska tej rzeczywistości, jaką jesteście w Kościele i dla Kościoła, ale i dla świata – członkowie wspólnot, ruchów i stowarzyszeń katolickich. Nie zatrzymujecie się bowiem na samej obecności w Kościele, ale – jak głosi hasło tegorocznego Kongresu – jesteście posłani, aby odnowić świat.

 

To posłanie może jednak zrozumieć i podjąć tylko ten, kto sam jest wewnętrznie głęboko przekonany o konieczności misji w tym świecie, o posłaniu nas do świata, o ewangelizacji świata, o zbawieniu świata. W ubiegłą sobotę zastanawiając się nieco, co te słowa oznaczają dla mnie, biskupa gnieźnieńskiego Kościoła, i dla wspólnoty, której jestem pasterzem, na początku mojego posługiwania powiedziałem: nasze świadectwo jest i musi być posłaniem, a więc wyjściem przez te otwarte drzwi gnieźnieńskiego wieczernika i pójściem do świata, do rzeczywistości, która nas otacza i w której jesteśmy zanurzeni, by zanieść dziś, naszym Siostrom i Braciom, nowinę, dobrą nowinę, że Jezus jest Żyjącym – jest samym Życiem. W Nim jest nasze życie, nasza przyszłość, nasze zbawienie, nasza radość. Ona bowiem – woła do nas papież Franciszek – napełnia serce i całe życie tych, którzy spotykają się z Jezusem. Ci, którzy pozwalają, żeby ich zbawił, zostają wyzwoleni od grzechu, od smutku, od wewnętrznej pustki, od izolacji. Z Jezusem Chrystusem radość zawsze rodzi się i odradza (EG 1).

Posłani, aby odnowić świat. To, co nas, jako chrześcijan, jako Kościół wyróżnia, odnosi się niewątpliwie do wspólnotowego charakteru tego posłania. Mamy bowiem to chrystusowe posłanie realizować we wspólnocie i jako wspólnota, do której należymy, a więc w Kościele i jako Kościół. Nikt nie działa w pojedynkę i nikt nie powinien działać w pojedynkę. Idziemy razem, bo taka jest natura chrystusowego posłania: jak Ojciec mnie posłał, tak i Ja was posyłam (J 20,21). W mocy Ducha Świętego, którego tchnął na swoich uczniów, Jezus Zmartwychwstały posyła ich, aby nieśli nadzieję światu, aby głosili Ewangelię w każdym czasie i w każdym miejscu, tak, by wiara w Niego dotarła do każdego zakątka ziemi. Zmartwychwstały Pan tak jak kiedyś swych uczniów, tak dziś wzywa nas – jak ukazuje w Evangelii gaudium papież Franciszek – do misyjnego wyjścia. Każdy chrześcijanin i każda wspólnota winni rozeznać – wyjaśnia dalej papież – jaką drogą powinni kroczyć zgodnie z wezwaniem Pana, jednak wszyscy jesteśmy zaproszeni do przyjęcia tego wezwania: wyjścia z własnej wygody i zdobycia się na odwagę, by dotrzeć na wszystkie peryferia świata potrzebujące światła Ewangelii (EG 20).

Posłani, aby odnowić świat, są więc najpierw zaproszeni do przyjęcia tego wezwania. Jest ono bowiem potrzebne jak tlen. W swoim słowie do Papieskiej Rady ds. Krzewienia Nowej Ewangelizacji papież Franciszek podkreślał, że potrzebny jest temu światu tlen Ewangelii. Dlatego Kościół jest domem, którego drzwi są zawsze otwarte, nie tylko dlatego, aby każdy mógł w nim znaleźć gościnę i oddychać atmosferą miłości i nadziei, ale także abyśmy mogli wychodzić i nieść tę miłość i tę nadzieję (Franciszek, Potrzebny jest tlen Ewangelii. Audiencja dla uczestników zgromadzenia plenarnego Papieskiej Rady ds. Krzewienia Nowej Ewangelizacji, OssRomPol XXXIV (2013, nr 12, s. 19).

I tutaj, zbliżamy się powoli do refleksji, o której wygłoszenie zostałem poproszony. Aby wyruszyć w świat, aby pójść na peryferie ludzkości, trzeba nam najpierw przyjąć i doświadczyć w Kościele ewangelicznej atmosfery, a więc tlenu, którym możemy oddychać. Co jednak się dzieje, gdy zamiast tlenu napotykamy dwutlenek węgla czy jakiś smog, który zalega? Oto postawione dość obrazowo pytanie o zło w Kościele naszym domu i jednocześnie zachęta do odpowiedzi na pytanie: jak więc kochać Kościół, gdy widzimy w nim tak wiele zła? W rozmowach zatytułowanych Zgoda na świat, śp. Ks. Jan Twardowski dość przekornie mówi: Kościół jest jednak lepszy niż się ludziom wydaje. Nie trzeba wciąż narzekać i stale szukać wad w Kościele (Zgoda na świat. Z ks. Janem Twardowskim rozmawia Milena Kindziuk). Co jednak robić, gdy nie narzekając i nie szukając wad, doświadczamy słabości, doświadczamy zła, widzimy i dostrzegamy je w nas samych, a może też – czy nawet zwłaszcza - i w innych?

Święty Kościół grzesznych ludzi. W tym sformułowaniu dociera jakoś do mnie (może trochę na własny użytek) zasadnicza odpowiedź na pytanie: dlaczego zło jest obecne w Kościele?  Z jednej strony przecież jesteśmy wciąż uczestnikami Chrystusowego zapewnienia, że bramy piekielne go nie przemogą (Mt 16,18), z drugiej, natomiast, mówiąc słowami papieża Franciszka z jego homilii wygłoszonej w czasie nabożeństwa pokutnego w Bazylice Watykańskiej, wszyscy jesteśmy grzeszni i nawrócenie się nie jest związane jedynie z chwilą czy pewnym okresem w roku, jest wysiłkiem trwającym całe nasze życie (Franciszek, Któż z nas nie jest grzesznikiem? Nabożeństwo pokutne w Bazylice św. Piotra, OssRomPol XXXV(2014), nr 3-4, s. 39). Wszyscy więc w Kościele jesteśmy wezwani do nawrócenia, do przebaczania sobie nawzajem i do pojednania, do oczyszczenia i do pokuty. Taka jest natura Kościoła: semper reformanda i semper purificanda. Gdybyśmy chcieli sięgnąć do klasyki soborowej w Konstytucji o Kościele Lumen gentium przeczytamy: Chrystus jedyny Pośrednik, ustanowił swój Kościół święty, tę wspólnotę wiary, nadziei i miłości tu na tej ziemi, jako widzialny organizm, nieustannie go też przy życiu utrzymuje, prawdę i łaskę rozlewając przez niego na wszystkich (…) A podczas gdy Chrystus, "święty, niewinny, niepokalany" (Hbr 7,26), nie znał grzechu (2 Kor 5,21), lecz przyszedł dla przebłagania jedynie za grzechy ludu (por. Hbr 2,17), Kościół obejmujący w łonie swoim grzeszników, święty i zarazem ciągle potrzebujący oczyszczenia, podejmuje ustawicznie pokutę i odnowienie swoje (LG 8).

Taka jest właśnie natura Kościoła – święty i zarazem ciągle potrzebujący oczyszczenia. Ze względu na swój Korzeń – wyjaśnia nam w jednym ze swoich artykułów kard. Joseph Ratzinger – czyli na Jezusa Chrystusa, Kościół jest rzeczywistością definitywną, która nie może zostać odrzucona; jest zawsze „świętym” Kościołem; świętym ze względu na nienaruszalne już „mimo to” łaski Bożej (…) Kościół jest stałym świadectwem tego, że Bóg zbawia ludzi, mimo iż są oni grzesznikami. Ponieważ Kościół jest z łaski, do jego istoty należy również to, że ludzie, którzy go tworzą, są grzesznikami (J. Ratzinger, Otwartość i posłuszeństwo. Stosunek chrześcijan do swojego Kościoła, w: Joseph Ratzinger, Kościół – znak wśród narodów. Pisma eklezjologiczne i ekumeniczne. Pierwsza część tomu, Lublin: Wydawnictwo KUL 2013, s. 416). Sam kard. Ratzinger, idąc za innym wielkim teologiem Hansem Urs von Balthasarem, mówi tutaj wprost o stałym napięciu egzystencjalnym Kościoła, a więc Kościoła, który żyje mocą przebaczenia i łaski.

Jeśli więc temu opisowi natury Kościoła towarzyszy owe stałe napięcie egzystencjalne, warto zadać pytanie, jak sobie z nim radzić, czyli jak kochać Kościół, w którym jest obecny grzech i zło? Sądzę, że sama świadomość tej złożoności, same dostrzeżenie, że mamy tu do czynienia z pewnym stałym napięciem egzystencjalnym, pozwala najpierw z całą jasnością zobaczyć i zaakceptować fakt – posłużę się jeszcze raz myślą kard. Ratzingera – że obietnicy Bożej mocy zawsze towarzyszy ludzka słabość, dlatego Zbawcą pozostaje zawsze nie człowiek, ale Bóg; zawsze widoczne jest – mówi Ratzinger – mimo to Bożej łaski, która nie traci mocy z powodu niezdolności człowieka, lecz w niej właśnie dokonuje zwycięstwa mocy Bożej, której nie potrafi pokonać nawet grzech człowieka (J. Ratzinger, op. cit., s. 419-420). 

Dostrzeżenie i zaakceptowanie – jak powiedziałem – owego stałego napięcia egzystencjalnego – świętości i grzechu – nie powinno oczywiście prowadzić nas ani do postawy lekceważącej, ani też do jakiejś postawy fatalistycznej. Musi raczej motywować do podjęcia zmagania o świętość Kościoła, a więc o to, aby w rzeczywistości Kościoła ukazywała się łaska, a on był wierny Chrystusowi i Jego Ewangelii. W liście apostolskim na trzecie tysiąclecie chrześcijaństwa Novo millenio ineunte św. Jan Paweł II mówił wprost, że to zmaganie musi przybrać formę pedagogiki świętości, definiując świętość jako dążenie do tej „wysokiej miary” zwyczajnego życia chrześcijańskiego. Całe życie kościelnej wspólnoty – dodawał Jan Paweł II - i chrześcijańskich rodzin winno zmierzać w tym kierunku (NMI 8).

Jak więc radzić sobie ze złem w Kościele? Troszczyć się o świętość, o świętość własną, naszych rodzin i naszych wspólnot, o świętość, czyli o tę wysoką miarę życia powołaniem, naszym własnym powołaniem w naszych wspólnotach. Można by w tym miejscu, już za Soborem Watykańskim II, powiedzieć o wezwaniu i powołaniu do pełni życia chrześcijańskiego, które skierowane jest przecież do wszystkich chrześcijan czy przypomnieć za Konstytucją o Kościele, która ukazuje nam powszechne powołanie do świętości, że świętość Kościoła nieustannie ujawnia się i ujawniać się powinna w owocach łaski, które Duch rodzi w sercach wiernych, rozmaicie ją wyrażając u poszczególnych ludzi (LG 39).

Odpowiedzią na zło w Kościele jest i powinna być więc przede wszystkim nasza świętość. Wspominając o niej swoim najbliższym współpracownikom papież Franciszek mówił, że jest ona nie tylko najważniejsza w hierarchii wartości, ale stanowi podstawę jakości pracy i naszej posługi (…) Oznacza również – dodawał Franciszek – apostolstwo (Franciszek, Służba Kościołowi powszechnemu i Kościołowi partykularnemu. Bożonarodzeniowe spotkanie z Kurią Rzymską, OssRomPol XXXV(2014), nr 2, s. 15). Troska o świętość nie wyklucza, a wręcz dopiero ona tak naprawdę motywuje i prowadzi nas z kolei do walki ze złem, do zmagania, a więc do odważnego podjęcia próby oczyszczenia i przemiany, do zaangażowania się, aby sytuację istniejącego zła usunąć. Miłość do Kościoła domaga się bowiem konkretnego działania wszędzie tam, gdzie trzeba się nawracać, wyzwalać i oczyszczać ze zła. Idąc za papieżem Franciszkiem możemy powiedzieć – a on ukazuje to w drugim rozdziale Evangelii gaudium dokonując analizy kryzysu zaangażowania wspólnotowego – że taka analiza sytuacji i takie działanie zakłada nie tylko uznanie oraz interpretowanie poruszeń dobrego ducha i złego ducha, lecz – i to jest decydujące – wybranie poruszeń dobrego ducha i odrzucenie tych pochodzących od złego (EG 51).

Chodzi więc o jasną postawę zaangażowania po stronie dobra przeciw istniejącemu złu. Wspomniany już kilkakrotnie kard. Ratzinger w swoim szkicu Otwartość i posłuszeństwo mówi w tym wypadku o postawie krytycznego świadectwa i wyjaśnia, że kto czuje się w Kościele przynaglony do takiego właśnie krytycznego świadectwa, ten musi postawić sobie pytanie, czy ma wymaganą pewność, upoważniającą do zajęcia takiej postawy (J. Ratzinger, op. Cit., s. 425). Miłość do Kościoła prowadzić będzie bowiem do cierpliwego i pogłębionego rozeznania sytuacji, którą trzeba podjąć, a konsekwentnie do zdecydowanego działania, zgodnego ze stopniem odpowiedzialności, którą ponosimy za wspólnotę. Wobec dziejącego się ewidentnie zła, nie można oczywiście pozostawać bezczynnym. Nie można usprawiedliwiać się mówiąc, że nie możemy inaczej. Trzeba odważnie powiedzieć: możemy inaczej. Papież Franciszek w adhortacji apostolskiej Evangelii gaudium podpowiada nam jasno i zdecydowanie, z jaką postawą zakorzenioną w Kościele powinniśmy się zmagać, aby ją przezwyciężyć w nas samych i w innych. Są to słynne, krótkie sformułowania: nie - dla egoistycznej acedii, nie – dla jałowego pesymizmu, nie – dla duchowej światowości, nie – dla wojny między nami (por. EG 76-109).

Jak kochać Kościół, gdy widzimy w nim tyle zła? Miłość do Kościoła przynagla nas nie tylko do troski o naszą świętość i do zmagania ze złem, ale także do modlitwy, do wołania do Boga o nawrócenie, o przemianę serce, o wyzwolenie od zła. Istnieje forma modlitwy – napisał w Evangelii gaudium papież Franciszek – skłaniająca w sposób szczególny do oddania się ewangelizacji, i dostarcza nam motywów do szukania dobra innych: chodzi o wstawiennictwo (EG 281). To właśnie z tego poszukiwania dobra innych w Kościele powinno się zrodzić nasze wołanie do Boga, nasze wstawiennictwo, nasza modlitwa wstawiennicza i szukanie w ten sposób przemiany. Może właśnie świadomy tego kontekstu, papież Benedykt XVI w swojej encyklice Spe salvi pisał o modlitwie jako miejscu kształtowania nadziei, swoistej szkole nadziei. Modlitwa ma bowiem moc oczyszczenia. Uwalnia ona – jak czytamy we wspomnianej encyklice – od ukrytych kłamstw, od iluzji niewinności, pamiętając, że spotkanie z Bogiem budzi sumienie, aby nie podsuwało mi już samousprawiedliwienia, nie było odbiciem mnie samego i moich współczesnych, którzy mają na mnie wpływ, ale była zdolnością słuchania samego Dobra (Ss 33).

Pytanie o miłość do Kościoła w obliczu takiego czy innego zła, skandalu, słabości i przejmującego nieraz oporu, to ostatecznie pytanie o naszą wrażliwość, współodczuwanie i odpowiedzialność. Chyba nam potrzeba ostatecznie tej postawy, którą w swojej adhoratcji apostolskiej o głoszeniu Ewangelii we współczesnym świecie, papież Franciszek nazywa ewangelizacją z duchem. Pozwala ona mierzyć się z trudnymi wyzwaniami współczesnego świata. Wśród tych wyzwań, niewątpliwie ma swoje szczególne miejsce zmaganie ze złem we wnętrzu Kościoła. Trzeba nam bowiem pamiętać – powtórzę jeszcze raz za papieżem Franciszkiem – że w każdym momencie dziejów występuje ludzka słabość, chorobliwe poszukiwanie siebie, łatwy egoizm i w końcu pożądliwość zagrażająca wszystkim. Taka rzeczywistość – również w Kościele – zawsze obecna pod takim czy innym płaszczykiem, bardziej związana jest z ludzkimi ograniczeniami niż z okolicznościami. A więc nie mówmy, że dzisiaj jest trudniej. Jest inaczej. Dlatego uczmy się od świętych, którzy nas poprzedzili i stawili czoło trudnościom występującym w ich epoce.

Na zakończenie więc przywołam szczególne świadectwo człowieka, który zmagał się ze złem – bł. Ks. Jerzego Popiełuszkę. Scena rozegrała się w mieszkaniu księdza. Gdy robotnicy byli świadkami, jak z ekranu telewizora Jerzy Urban wygadywał kolejny stek oskarżeń i bzdur pod adresem ks. Jerzego, coś w nich pękło i zaczęli księdzu doradzać, aby przestał – jak mówili – owijać w Ewangelię. Niech powie wprost, z ambony, po nazwiskach, kto temu wszystkiemu jest winny. Ksiądz, najpierw ich zapytał, czy są naprawdę jego przyjaciółmi, a potem dodał: a zatem wy nic nie rozumiecie. Ja nie przyszedłem walczyć z ofiarami zła, ale ze złem. Papież Franciszek pisze jeszcze w Evangelii gaudium: wiara oznacza również wierzyć Jemu, wierzyć, że to prawda, że On nas kocha, że żyje, że jest zdolny wkraczać tajemniczo, że nas nie opuszcza, że wydobywa dobro ze zła swoją mocą i swoją nieskończoną kreatywnością. Znaczy wierzyć, że On kroczy zwycięski poprzez dzieje razem ze swymi powołanymi, wybranymi i wiernymi (…) Nie wykluczajmy się z tego marszu żywej nadziei (EG 278).