Kontrinicjacja, trans i hipnoza w „Harrym Potterze”

 

W podobny sposób„Harry Potter” musi więc bardziej zniewalać, niż wyzwalać.34 Taki efekt zniewolenia tworzy język („negatywny” i „ezoteryczny”) plus nadbudowana na nim – jasno lub nie - zwodnicza ideologia, ale – co odkrywa z kolei Gabriele Kuby, której krytyka przypadła do gustu J. Ratzingerowi - połączona z hipnozą czy indukowaniem stanów transowych.35 Według Kuby lektura „Harry’ego Pottera” wprowadza w trans. Trans oznacza zmianę zwykłego stanu świadomości poprzez ograniczenie funkcji intelektu a przez to ułatwienie dostępu do „nieświadomości”, ale też – dodałbym – do „pozaświadomości”, np. świata duchów. Dzieje się to poprzez:

1. zalew informacji

2. bardzo szybkie następowanie po sobie obrazów, wskutek czego intelekt traci kontrolę

3. wytworzenie dużego napięcia

4. prowadzenie zamieszania i unieważnienie normalnych punktów orientacyjnych, w szczególności naturalnych kryteriów dobra i zła.36

 

Według G. Kuby nie chodzi tylko o sprzeczności logiczne (od których według niemieckiej badaczki roi się w „Harrym Potterze”), gdy Rowling wypowiada brednie. To nie jest znak niedomagania inteligencji tej autorki. Chodzi tu raczej o „hipnotyczną indukcję poprzez wyłączenie naszego intelektu”37. Dodałbym to tego jednak wpływ ideologii gnostycko-magicznej, który oddziaływuje długofalowo na umysł, a także na podświadomość. Chodzi tu także o ukryty wpływ na wolę realnej kontrinicjacji okultystycznej, co może wynikać z ustawicznego ocierania się o wpływ świata ciemności, dotykania spraw zakazanych w połączeniu z przesuwaniem linii demarkacyjnych w psychologii dziecka, które jest przecież mniej odporne od dorosłego. Kuby wspomina uważnie o tym podwójnym duchowym aspekcie, ale tylko dotyka tematu. Więcej o bogactwie tematów ezoteryzmu i okultyzmu można znaleźć w mojej książce o Harrym Poterze, gdzie roi od tematyki okultystycznej niedostrzeganej jednak przez wielu z powodu ignorancji. Tego typu zagrożeń jest coraz więcej w literaturze dziecięcej, gdyż wielu by chciało naśladować Rowling, autorkę Harry’ego Pottera, by także zarobić duże pieniądze.

„Zdemonizowanie” naszych dzieci jest faktem, który potwierdza także światowa egzorcystyczna praktyka. Coraz częstsze jest wyrafinowane okrucieństwo i bezwzględność u dzieci. Szybciej zostają przestępcami, piją, sięgają po narkotyki, kradną, biją, a nawet zabijają. Czy takie „nowe” psychopatologiczne zjawiska w zachowaniu dzieci jak fenomen „indygo” czy ADHD (zespół nadpobudliwości psychoruchowej) do końca się same tłumaczą, rejestrując przecież jedynie pewne objawy, ale stosując uparcie, jednostronnie i bezprawnie w sensie intelektualnym wyłącznie wyjaśnienia materialistyczne? Określenie objawów nie suponuje wyłącznie wyjaśnień naturalistycznych. Dzieci nasze są zagrożone z przyczyn także duchowych, które się dzisiaj karygodnie i skandalicznie lekceważy. Tak jak zagrożone duchowo są nasze rodziny.

 

Kryptospirytystyczne terapie Berta Hellingera

 

„Ustawienia rodzin” to – oficjalnie i eufemistycznie – modna dziś (także w Polsce) terapia grupowa czy rodzinna byłego księdza Berta Hellingera, zwana inaczej systemową. Zawiera ona w sobie decydujący czynnik poznawczy i zarazem wyzwalający. Przeprowadza się ją w obecności wielu osób, z których część uczestniczy w „ustawieniu”, a pozostałe są widzami. Prowadzący sesję terapeuta zadaje klientowi podstawowe pytania, dotyczące jego rodziny i jej – najczęściej tragicznej - przeszłości. Najważniejsi są tu jednak tak zwani ludzie wykluczeni, potraktowani „niesprawiedliwie”, co rzekomo zaburzyło system, czy też tajemniczy rodzinny układ.

Chodzi tu jednak nie tylko o żyjących członków rodziny, ale także (czy może przede wszystkim) o zmarłych oraz tych, którzy z jakichś względów zostali w rodzinie niesprawiedliwie potraktowani, zapomniani czy zlekceważeni. Nie chodzi jednakże o sprawiedliwość w sensie etycznym, ale funkcjonalnym. Dlatego, że Hellinger wyklucza „sumienie jednostkowe” na rzecz „sumienia klanowego”, które działa jakby mechanicznie, odruchowo i na sposób bezwzględnej konieczności. Nie chodzi tu zatem o prawa „zła moralnego”, ale jakby „zła fizycznego”, idzie bowiem tu o mechanizmy prawie fizykalne czy kosmiczne. Znowu mamy do czynienia z przedefiniowaniem Sumienia. Takie myślenie jest bardzo niebezpieczne z punktu widzenia chrześcijańskiej koncepcji zbawienia.

W tak pojętym systemie liczą się także poprzedni partnerzy i małżonkowie, kochankowie czy bliscy przyjaciele. Trudno tu więc wytyczyć jakiekolwiek granice w racjonalnym sensie tego słowa. Drzewo rodzinne jest ogromne i dotyczy głównie umarłych. A jednak wszyscy oni w tym samym stopniu uczestniczą w układzie, który ma wpływ na życie klienta i jest rzekomo właściwą przyczyną wszystkich jego problemów. Ten wpływ ujawnia się w trakcie „ustawień” w sposób bardzo tajemniczy (łac. occultus).

Wedle Hellingera wszyscy członkowie rodziny mają takie same prawo do uczestnictwa w systemie. Krzywda albo wina jednego członka zawsze domaga się „wyrównania” w kolejnym pokoleniu. Przypomina to jednak bardziej działanie w fizykalnym układzie naczyń połączonych, a nie w sferze moralnej, opartej na autonomii wolnego wyboru. Zazwyczaj klient nieświadomie identyfikuje się z którymś ze swoich przodków. Nie jest jednak jasne jak działa ten mechanizm i dlaczego jest tak ważny. Sam Hellinger powtarzał wielokrotnie, iż nie wie dlaczego się to wszystko tak dzieje. Tę identyfikację Hellinger nazywa „uwikłaniem” i w nim upatruje przyczyn zaburzeń i chorób.

Jeszcze dziwniejszym jest fakt, że osoby uczestniczące w ustawieniu, które reprezentują poszczególnych członków rodziny klienta (wybrane dowolnie spośród widzów), w trakcie terapii odczuwają emocje tych – szczególnie zmarłych (!) - osób. Obcy i przypadkowi ludzie stają się – w sposób niewytłumaczalny - nośnikami prawdy o rodzinie. Zdarza się, że odczuwają oni emocje członków rodziny klienta w sposób fizjologiczny, na przykład jako ból brzucha czy ciężar na karku. Jest to coś więcej niż zwykła empatia, gdyż sięga „poza czas”. Dlatego przypomina raczej doświadczenie mediumiczne i wyraźnie odwzorowuje strukturę seansu spirytystycznego.38

Sam Hellinger przyznaje, że „to dziwna cecha owych ustawień: wybrani przedstawiciele, biorąc w nich udział, czują się jak prawdziwi członkowie rodziny. Odczuwają częściowo nawet symptomy, które mają tamci, nic o nich nie wiedząc. Na przykład jedna z takich osób dostała ataku epilepsji podczas reprezentowania epileptyka. Często ludzie ci cierpią z powodu przyspieszonego bicia serca lub wychłodzenia jednej strony ciała. W trakcie zadawania pytań okazuje się, że dolegliwości te występują rzeczywiście u osób, które reprezentują. Nie można tego wytłumaczyć (podkr. AP). Ale można stwierdzić istnienie tego fenomenu setki i tysiące razy w trakcie takich ustawień”.39

Także świadkowie nie pozostają obojętni wobec tego, co dzieje się na scenie. Tego mechanizmu nie da się do końca wyjaśnić, sam Hellinger nazywa je „wiedzącym polem”. Ustawienia rodziny wykorzystują coś zupełnie nowego, co dotychczas nie było świadomie zauważone w żadnym kierunku terapeutycznym. Jest to zjawisko, które po raz pierwszy zostało określone jako „wiedzące pole” przez Albrechta Mahra. Bez zrozumienia tego fenomenu nie można zrozumieć i pojąć pracy z ustawieniami rodziny. "Wiedzące pole" znaczy tyle, że „reprezentanci” otrzymują dostęp do wiedzy osób, których miejsca zajęli. Jako te osoby odbierają uczucia i relacje ustawianej rodziny. Jak „reprezentanci” nawiązują kontakt z głębszą warstwą lub prawdą związków w obcym systemie – jest to dotychczas niewyjaśnione.

Próby wyjaśnienia jednak nie ustają. Powstaje tu często pewien paradoks, gdzie jednocześnie mówi się nam, że bez zrozumienia zjawiska "wiedzącego pola" nie można pojąć jak działają ustawienia rodzinne. Z drugiej strony owo zjawisko "wiedzącego pola" jest dotychczas niewytłumaczone. Gabriele ten Hövel chcąc wyjaśnić te zagadki zwraca się do samego Hellingera, ale niewiele osiąga:

„G. H. Odnosi się wrażenie, że mamy tu do czynienia z magią. Lub z przykładem morfogenetycznych pól Ruperta Sheldrake'a. Czy moż­na w ten sposób wyjaśnić oddziaływanie ustawień rodzinnych?

B. H. Właściwie teorie takie są mi zupełnie obojętne. Widzę przecież, że to po prostu ma miejsce. Teoretyczne wyjaśnienia nie wnoszą niczego do praktyki. Wiele osób chce wytworzyć sobie obraz tłumaczą­cy, jak coś takiego jest możliwe. Nie potrzebuję takich wyjaśnień, by pracować”.40

Kiedy wewnętrzne poznanie poprzez uczucia staje się jasne, terapeuta dyktuje uczestnikom proste zdania, które wypowiadają wobec siebie. Słowa te mają za zadanie przywrócenie „równowagi” czy „harmonii” w systemie. Przypomina to bardziej magiczny czy spirytystyczny rytuał inicjacyjny, niż racjonalnie i empirycznie uzasadnioną terapeutyczną technikę. Według Niemieckiego Towarzystwa Terapii Systemowej i Terapii Rodzinnej, „Hellinger postuluje istnienie porządku podstawowego i hierarchii oraz zawsze przedstawia swoje koncepcje, interpretacje i interwencje z absolutną pewnością, która w ogromnym stopniu ogranicza autonomię klientów. Jednocześnie unika poważnej i krytycznej dyskusji na temat swojej metody i woli otaczać się gromadą ‘wierzących’ zwolenników. Prowadzi to do powstania aury ‘niekrytykowalnego’, co jest nie do pogodzenia z przejrzystością terapii systemowej (...)”.

Jednocześnie Ewangelickie Biuro Centralne d/s Sekt i Zagadnień Światopoglądowych w Berlinie zalicza autorytarną „terapię ustawień” B. Hellingera do myślenia ezoteryczno-magicznego. Ideologia rozpowszechniana przez jego “Międzynarodowy Zespół Rozwiązań Systemowych” i trzydniowe kursy przygotowujące przyszłych “terapeutów ustawień rodzinnych” krytykowana jest niezwykle ostro przez znawców sekt, szczególnie z niemieckiego kręgu językowego. Postrzegają oni to działanie jako wspólnotę ideologiczną o charakterze kryminalnym, którego jednak na razie nie można stwierdzić pod względem prawnym.

Odwodząc nas od zasad „wiary”, niemiecki „guru psychosceny” wprowadza nas w obszar „zawierzenia wierzeniom” - nieweryfikowalnej gnozy i jej kultycznych postaw. Podobnie czyni wielu, poruszając się pomiędzy psychologią a okultyzmem, pomiędzy terapią a inicjacją. Bądźmy więc trzeźwi i czujni.