W lutym br. przypadają okrągłe rocznice urodzin trzech wyróżniających się dziewiętnastowiecznych księży z Warmii: Walentego Tolsdorfa – 190-ta, Franciszka Hiplera – 170-ta, Walentego Barczewskiego – 150-ta. Wszyscy byli duchownymi, związanymi z Olsztynem, ale każdy z nich inaczej, poza aktywną pracą duszpasterską, wypełniał swoje posłannictwo społeczne. Ksiądz Tolsdorf (1816-1905) rozwinął na południowej Warmii ruch abstynencki, dzięki jego działalności na południowej Warmii zamknięto aż 147 gorzelni, budował on też kościoły na Mazurach, ks. profesor Franciszek Hipler (1836-1898) z kolei uchodził za historyka, który w sposób nadzwyczaj rzetelny opisywał Warmię z czasów kiedy wchodziła w skład Rzeczypospolitej oraz wydawał wraz z profesorem Wincentym Zakrzewskim z krakowskiej Akademii Umiejętności korespondencję kardynała Stanisława Hozjusza, wreszcie ks. Walenty Barczewski (1856-1928) zajmował się polską Warmią, jej historię i kulturą m. in. w takich książkach jak „Geografia polskiej Warmii” i „Kiermasy na Warmii”, wiele razy wydanych przez oficynę „Gazety Olsztyńskiej”, po 1907 roku jako kandydat ruchu polskiego był wielokrotnie wysuwany na posła do parlamentu niemieckiego.

1

Ksiądz Walenty Tolsdorf urodził się 16 lutego 1816 roku Linowie k. Olsztyna, gdzie jego rodzice posiadali dwuwłókowe gospodarstwo. Po święceniach kapłańskich w 1845 roku duszpasterzował w Olsztynie i tu powołał 20 września 1846 roku Towarzystwo Wstrzemięźliwości. Na zebraniach, odbywających się raz w miesiącu, wygłaszał przemówienia po polsku i niemiecku. W rozwijaniu ruchu abstynenckiego wspomagał go rzemieślnik Jakub Dargiel, który będąc w wojsku na Śląsku, wysłuchał odczytów nadzwyczaj aktywnego działacza ks. Józefa Szramka z Bytomia. W krótkim czasie liczba członków towarzystwa wzrosła do 230 osób. W większości byli to robotnicy. Ksiądz Tolsdorf w dalszym ciągu zabiegał o rozwój towarzystwa. Jeszcze w 1844 roku wydał własnym kosztem w olsztyńskiej oficynie w drukarni Haricha Pieśń dla członków bractwa wstrzemięźliwości olsztyńskiego powiatu na nutę „Jeszcze Polska nie zginęła” świadczyło to o tym, że Mazurek Dąbrowskiego w tym czasie był znany na południowej Warmii. Pięć lat później napisał drugą pieśń. Pieśń z 1844 miała 44 zwrotek. Oto jej początek:

Jestem chłopek bracia mili,

Wesoło w tej śpiewa chwili

Walkę śmiało rozpoczynam,

Gorzałkę z kraju wyklinam.

 

Gorzałka jest trunkiem piekła,

Niech powróci, skąd uciekła,

Niech ją czarci w piekle piją,

Chrześcijanie skromnie żyją.

Wzrost liczby członków towarzystwa spowodował zamknięcie gorzelni, co wywołało zarzuty ze strony właścicieli, którzy twierdzili, że jest to wyłącznie prywatne bractwo księdza Tolsdorfa. Te argumenty skłoniły miejscowego proboszcza do podjęcia starań o nadanie towarzystwu charakteru bractwa kościelnego. Nastąpiło to dzięki staraniom biskupa warmińskiego Ambrożego Józefa Geritza w 1852 roku przez związanie olsztyńskiego towarzystwa z Bractwem Wstrzemięźliwości Diecezji Wrocławskiej, któremu Stolica Apostolska nadała wcześniej specjalny status. W zachowanym w Archiwum Archidiecezji Warmińskiej statucie Towarzystwa Wstrzemięźliwości od Palonych Napojów w Dyecezji Warmińskiej znajduję się m. in. zobowiązanie o zaniechaniu picia gorzałki, doprowadzeniu do abstynencji bliźnich i uczestnictwie w święcie towarzystwa, które przypadało 2 lutego, w święto Matki Boskiej Gromnicznej. Następnie na południowej Warmii towarzystwa wstrzemięźliwości obejmowały około 84 procent całej ludności dorosłej, a więc ok. 100 tysięcy osób. Przez to spożycie wódki, jak podkreślają historycy, było tu znacznie mniejsze niż na protestanckich Mazurach.

Drugim zakresem działalności ks. Tolsdorfa była praca misyjna na Mazurach. W 1854 roku został administratorem parafii w Lesinach Wielkich nad granicą z Królestwem Polskim. W krótkim czasie wybudował plebanię i budynek katolickiej szkoły, zajął się też tworzeniem stacji misyjnych w Opaleńcu, Wielbarku, Szczytnie i Lipowcu oraz budową szkół katolickich w Klonie i Zieleńcu. Chociaż w 1856 roku znów duszpasterzował na Warmii w Barczewku, to jednak w dalszym ciągu organizował zbiórki pieniężne na budowę obiektów sakralnych na Mazurach. Przeznaczył na ten cel również własne oszczędności. W konsekrowanym w 1869 roku kościele w Lesinach ufundował dzwon, nazwany na cześć fundatora - Valetinusem. Dzięki pomocy ks. Tolsdorfa w 1873 roku zdołano ukończyć budowę kościoła w Opaleńcu. Przez to przylgnęło do niego miano „Patriarchy Mazur”. Od 1869 roku jako beneficjant w Olsztynie przyczynił się do zbudowania świątyni w Dajtkach, dzisiejszej dzielnicy Olsztyna. W 1890 roku redaktor „Gazety Olsztyńskiej” Jan Liszewski wysunął jego kandydaturę na posła do sejmu pruskiego. Zmarł 4 marca 1905 roku w Olsztynie. Jego pogrzeb zgromadził rzesze Warmiaków, wdzięcznych za długoletnią posługę.

Ksiądz Walenty Toldorf popierał śpiew i nabożeństwa w języku polskim. W okresie kulturkampfu pociągnięto go przed sąd z powodu usług duszpasterskich w sąsiednich parafiach, tak jak innych duchownych m. in. Józefa Rapierskiego z Dywit, Józefa Osińskiego z Purdy, Ignacego Olszewskiego z Gutkowa, dziekana Edwarda Socka z Barczewa, Antoniego Gerigka i Wiktora Warkowskiego ze Świętej Lipki. W 1892 roku w intencji Polsko-Katolickiego Towarzystwa „Zgoda” pod wezwaniem św. Kazimierza w Olsztynie, odprawiał Mszę świętą.

2

Ksiądz Franciszek Hipler był niemieckim historykiem odznaczającym się obiektywizmem, wnikliwością i wszechstronnością badań. Znał język polski. Jak napisał w swojej biografii, nauczył go tego języka dziadek, posiadający majątek w Wirwajdach pod Ostródą. Potem posługiwał się nim z rówieśnikami w samym Olsztynie.

Urodził się 17 lutego 1836 roku w samym Olsztynie w rodzinie kupieckiej, mocno związanej z Kościołem, z sześciu jego sióstr, aż pięć wstąpiło do Kongregacji św. Karola Boromeusza. Kształcił się w gimnazjach Reszla i Braniewa. Potem studiował teologię i filozofię we Wrocławiu, Monastyrze, Lipsku i Monachium,. W 1859 roku przyjął święcenia kapłańskie. Zanim został rektorem seminarium duchownego i profesorem Liceum Hosianum w Braniewie, duszpasterzował w Postolinie na Powiślu, Gietrzwałdzie na Warmii i w Królewcu. Może właśnie z tego powodu napisał niewielkich rozmiarów książeczkę Objawienia Matki Boskiej w Gietrzwałdzie dla ludu katolickiego podług urzędowych dokumentów spisane w Brunsberdze w 1878 roku. (Brunsberga to oczywiście dzisiejsze Braniewo). Książkę z imprimatur biskupa Filipa Krementza, przekładali najpierw ks. Jan Szadowski, a drugie wydanie w 1882 roku - ks. prof. Jan Łukowski z Gniezna. Podkreślił w tym opracowaniu niezwykłość tamtych wydarzeń. Wszak Matka Boska w 1877 roku w Gietrzwałdzie przemówiła do dzieci warmińskich po polsku i ten aspekt Objawień działacze uznali za szczególne wsparcie ruchu polskiego na tych ziemiach.

Napisał wiele ważnych rozpraw dotyczących dziejów Kościoła warmińskiego. Obejmują one wydarzenia od misji św. Wojciecha po czasy mu współczesne. Drukował je w braniewskich Zeitschrift für die Geschichte Alterstumkunde Ermlands, nadto wydawał czasopismo Pastorblatt für die Diözese Ermland i Monumenta Historiae Warmiensis, których był przez wiele lat redaktorem. Zajmował się pismami Jana z Kwidzyna, będącego powiernikiem błogosławionej Doroty z Mątowów. Z tematów XV wiecznych napisał biografię biskupa Jana Abeziera, odbyte synody za biskupa Franciszka Kuhschmalza, testamenty i listy do Gdańszczan biskupa Mikołaja Tungena, twórców fundacji warmińskich: Tomasza Tretera, olsztynianina Jana Knolleisena. Z wydarzeń XVI wieku interesował się działalnością biskupów: Dantyszka, Tiedemanna Giese, nade wszystkim Stanisława Hozjusza i Marcina Kromera. Nie pominął też Mikołaja Kopernika. Z XVII wieku przedstawił Braniewo podczas wojen polsko-szwedzkich, zajmował się statutami Szymona Rudnickiego, testamentem Michała Stefana Radziejowskiego, napisał też m. in. biografię polskiego jezuity św. Andrzeja Boboli. Z XVIII wieku podjął działalność biskupów warmińskich: Teodora Andrzeja Potockiego, Andrzeja Chryzostoma Załuskiego, Krzysztofa Andrzeja Jana Szembeka, Stanisława Adama Grabowskiego. Pisał o szkolnictwie w diecezji, zwyczajach wielkopostnych, bractwach różańcowych, maryjnych i kapłańskich.

W biografii ks. Hiplera znajduje się wątek, łączący tego wybitnego uczonego z Warmii z Polską. Utrzymywał on kontakty z historykami Krakowa m. in. Wincentym Zakrzewskim, Karolem Estreicherem, Józefem Szujskim, Stanisławem Tarnowskim, ale też spoza Krakowa: Wojciechem Kętrzyńskim i ks. Stanisławem Kujotem. W archiwach warmińskich ks. Hipler sporządził odpisy dokumentów i listów Stanisława Hozjusza, które ostatecznie znalazły się w edycji, zawierającej korespondencje kardynała, przygotowanej do druku przez W. Zakrzewskiego. Był też ks. F. Hipler członkiem-korespondentem krakowskiej Akademii Umiejętności, ale tego wyboru nie zatwierdziły władze austriackie. Brał udział w uroczystościach 400-lecia śmierci polskiego dziejopisarza Jana Długosza w Krakowie. Z tego powodu władze niemieckie oskarżały warmińskiego historyka o uprawianie polskiej propagandy. Zarzucano mu także faworyzowanie polskiego języka w braniewskim Liceum Hosianum. Ale ks. Hipler jako rektor pragnął warmińskich duchownych lepiej przygotować do posługi duszpasterskiej na południowej Warmii, gdzie zawsze w większości żyli polscy katolicy.

Jako historyk ks. Hipler cenił najbardziej dokumenty archiwalne. Drukował je periodykach i interpretował te źródła z właściwą sobie bezstronnością. Ksiądz Franciszek Dittrich w wystąpieniu podczas uroczystości półwiecza Warmińskiego Towarzystwa Historycznego (Historischen Verein für Ermland) 29 X 1906 roku w Braniewie przywołał opinię Hiplera, że „zachowane dokumenty są odbiciem wszystkich stron życia kościelnego, politycznego i społecznego, słowem są jego zwierciadłem”. Ksiądz Hipler do końca swego życia człowiekiem nadzwyczaj aktywnym. Zamierzał jeszcze przystąpić do edycji ustaw prawnych i przywilejów warmińskich. Nie zdążył. Kilka dni przed śmiercią zajmował się jeszcze kroniką Olsztyna z lat 1813-1837. Omówienie to zostało zamieszczone w „Zeitschriftach” już po śmierci historyka.

Zmarł ks. Profesor Hipler 17 grudnia 1898 roku we Fromborku, gdzie od dziesięciu lat rezydował jako kanonik warmiński.

3

Ksiądz Walenty Barczewski zajmował się przede wszystkim opisywaniem polskiej Warmii. Była to wszak jego ziemia rodzinna. Przyszedł na świat 10 lutego 1856 roku w rodzinie chłopskiej w Jarotach, które dzisiaj są dzielnicą Olsztyna. Kształcił się w Chełmnie, Braniewie. Święcenia kapłańskie przyjął w Eichstädt w Bawarii, gdzie od 1878 roku przebywali alumni fromborskiego seminarium po zamknięciu uczelni przez władze pruskie. Po przyjęciu święceń kapłańskich w 1882 r. duszpasterzował w Postolinie na Powiślu, Butrynach, Świętej Lipce i Biskupcu na Warmii, w Wielbarku na Mazurach, gdzie prowadził szkołę dla chłopców.

Należał on do najwszechstronniej wykształconych polskich Warmiaków. Probostwo w podolsztyńskim Brąswałdzie powierzone mu zostało w lipcu 1894 roku. Duszpasterzował tam trzydzieści cztery lata, aż do swojej śmierci 28 maja 1928 roku. Dokończył budowy kościoła, którą zaczął ks. Herman Macherzyński. Był ks. Barczewski etnografem, historykiem, literatem, redaktorem oraz wydawca czasopism i książek. Opisywał polską czyli południową Warmię, obyczaje i kulturę ludzi tu zamieszkałych. Brał udział w działaniach narodowych, kandydował z ramienia ruchu polskiego w wyborach do parlamentu niemieckiego. Jako autor Kiermasów na Warmii ksiądz Barczewski eksponował związki Kościoła z polskością. Napisano o tym w Gazecie Olsztyńskiej w artykule pośmiertnym w maju 1928 roku, że był tym który słowem i czynem szerzył miłość do wszystkiego co polskie na fundamentalnych zasadach wiary świętej oparte, wreszcie podkreślono inicjatywy narodowe brąswałdzkiego proboszcza jako przewodnika działań Polaków w państwie niemieckim.

Z tekstów napisanych przez księdza Barczewskiego wyróżniają się trzy prace: Kiermasy na Warmii, Piśmiennictwo polskiej Warmii w XIX i XX stuleciu (drukowane w „Gazecie Olsztyńskiej”) oraz Geografia polskiej Warmii”. Prace te nazwał niegdyś prof. Kazimierz Nitsch „małą encyklopedią polskiej Warmii, najbardziej może zapomnianego kąta Polski, gdzie mało o nim wiedzą”. Kiermas był zwyczajem typowo warmińskim. Stanowił uroczystość związaną z odpustami i pielgrzymkami tu zwanymi łosierami (tj. ofiarami). Na Kiermas przybywali krewni i znajomi z całej południowej Warmii właśnie do parafii, gdzie przypadał odpust. Po Mszy świętej przybyli kupowali podarki oraz słodycze, a potem udawali się w gościnę do jednego z krewnych na przyjęcie. Przy bogato zastawionym stole odbywały się rozmowy, wspólne śpiewy, także nadzwyczaj tutaj cenione Nieszpory. Łączyły kiermasy polską ludność w tradycji warmińskiej, zwłaszcza we wsiach zadomowionej. Miały przeto wpływ na utrzymanie polskiej kultury.

Kiermasy na Warmii trzeba przyjmować jako rzetelny dokument polskości mieszkańców podolsztyńskich wiosek, osobliwego ich przywiązania do swojskości, deptanej i wyszydzanej przez wdzierająca się cywilizację. Niemieccy Warmiacy nie mają takiej książki, w której w sposób tak pełny i autentyczny, ujęte zostały obyczaje miejscowego ludu. W tym opisie autor posługiwał się kontrastem, współcześnie stosowanym w badaniach etnograficznych, a więc określeniem: my – nie swoi – obcy. My to znaczy Warmiacy, sam zresztą był polskim Warmiakiem, nie swoi to Mazurzy, a obcy to Niemcy o innej kulturze i zachowaniach. Tego rodzaju wyznaczniki dystansu etnicznego pozwoliły na wyraźne określenie tożsamości polskich Warmiaków, a przy tym na wyodrębnienie tego, co różniło ich od protestanckich Mazurów i niemieckich mieszkańców. Ten mały obrazek z życia i obyczajów ludu warmińskiego, napisany prozą z wplecionymi krótkimi rozprawkami i przyczynkami, dla wielu pokoleń, stał się rodzajem miejscowej epopei. Nabierał dla Warmiaków znaczenia prawie takiego samego, jakim w kanonie trwania Polaków zajmował mickiewczowski Pan Tadeusz. Kiermasy na Warmii napełnione wiarą i nadzieją w przywrócenie polskości. Nakreślił je ksiądz Warmiak konturami zrozumiałym i bliskimi dla prostych ludzi. Oto w zwyczajny opis wiejskiego kiermasu Opatrzności Bożej w Bartągu włożył treści krzepiące i odświeżające dla Warmiaków o znaczeniu społecznym, kulturalnym, patriotycznym. Wskazują one na historyczną odrębność Warmii jako kraiku biskupiego, w którym cudownie splatały się treści religijne i narodowe. Mieszkańcy tej ziemi zawsze ciążyli w stronę Rzeczypospolitej. Nie bez znaczenia stał się wprowadzony na początku książki trochę bajkowo brzmiący rodowód samego kiermasu, którego nazwanie jest pochodzenia niemieckiego, ale w samym obchodzie, jak wskazywał, wiąże się z Kruszwicą, Piastem i postrzyżynami. Stąd w tekście tak wiele jest nawiązań do literatury polskiej: Reja, Kochanowskiego, Piotra Skargi, Paska, Klonowica, Grochowskiego, Mickiewicza, Słowackiego, Krasińskiego, odniesień do wydarzeń na innych ziemiach polskich: Śląska, Mazowsza, Pomorza.

Drugi aspekt eksponowania nierozerwalnych związków Warmii z Polską w przeszłości potwierdza polichromia w nawach bocznych brąswałdzkiego kościoła. Wszystkie w swojej wymowie symbolicznej wyrażają one wspólność religijną i kultową miejsc, otoczonych powszechnym szacunkiem Polaków. Można to postrzec w świątyni pokazani zostali święci nade wszystkim polscy: Wojciech, obaj Stanisławie Szczepanowski i Kostka, Jan Kanty z twarzą samego księdza Barczewskiego ubrany w kardynalską purpurę z insygniami proboszcza wiejskiego: pługiem i mszałem, Kazimierz z nutami hymnu kościelnego Boże coś Polskę, Kinga, Jadwiga Śląska. Jest święty Andrzej Bobola, którego brąswałdzki pleban już w 1912 roku, kiedy powstały sceny, kanonizował, podczas kiedy faktycznie Ojciec Święty uczynił to 26 lat później, w 1938 roku. Wszyscy święci z polichromii zostali zgrupowani w otoczeniu Wawelu, Fromborka, Świętej Lipki, warmińskiego Gietrzwałdu i mazurskiego Wielbarka, a Częstochowa ukryta za kratami, bo Warmiacy wtedy nie mogli swobodnie pielgrzymować.

Freski te malował niemiecki malarz z niewielkiego miasteczka nad dolnym Renem Emmerich, Johann Zepter, wspomagał go Heinrich Brandt z Berlina, a zwyczajnymi pomocnikami byli Warmiacy: Franciszek Poleska z Tomaszkowa, nie znany nam z imienia Polikeit z Olsztyna, znany stolarz i rzeźbiarz z Bartąga Józef Kupczyk oraz Sandrycki z Pasymia. Niemcy ponoć wiernie realizowali zamówienie Barczewskiego, jego wizję ziemi rodzinnej, a zawsze, jak mówiono, nasz pleban widział więcej i dalej niż mogli zrozumieć najbliżsi. Bo on przerastał wykształceniem i pracowitością otoczenie, któremu pragnął służyć i przewodzić jako duchowny, ale też przez dwie kadencje reprezentant polskich Warmiaków w królewieckim Sejmiku Prowincjonalnym.

Niemiecki malarz podobno kilka razy rzucał pracę. Nigdy jednak nie udało się umknąć dyplomacji duchownego. Władysław Ogrodziński, który bezpośrednio po 1945 roku rozmawiał ze starymi Warmiakami, odnotował opowieści o kilku takich starciach Barczewskiego z Zepterem. Jak malarz rzucał pracę, to zapobiegliwy proboszcz słał do Olsztyna po wino i przygotowywał kolejne zaliczki. Zawsze potrafił jednak swoje przeforsować. Dzięki temu mogły powstać freski o triumfującym białym orle nad czarnym pruskim i Prusakach smażonych w piekle przez świętego Wojciecha, zakratowanej Jasnej Górze, do której trudno było pielgrzymować Warmiakom, i o związanym z Braniewem jezuicie świętym Andrzeju Boboli, wtedy jedynie beatyfikowanym, a nie świętym, co przewidywał w 1912 roku ks. Barczewski.

Nie wszyscy zostali wtajemniczeni we właściwą symbolikę tej polichromii. Nie zrozumieli jej Niemcy, bo też nie chwalono się nią. Nie pokazano tych malowideł w 1935 roku do opisania w okresie międzywojennym Melchiorowi Wańkowiczowi. Inaczej nawet znakomite i trwałe keinowskie farby, gładzone na suchy tynk na pewno zostałyby zakryte. Ważne, że miejscowi Warmiacy je rozumieli, a nam dają wciąż świadectwo o posłannictwie człowieka, którego wiara, nadzieja i miłość do Polski i Warmii musiały znaleźć swój malarski i patriotyczny wyraz właśnie w brąswałdzkim kościele.

Wreszcie dyplomacja księdza Walentego wyrażała się też w jego postawie politycznej. Nie ukrywał swoich aspiracji przewodzenia warmińskiemu ludowi z południowej jej części. Przyjmował z rozwagą powierzane mu przez ruch polski skupiony wokół Gazety Olsztyńskiej funkcje, zawsze świadomy niebezpieczeństw, które z tego powodu mu zagrażały. Południowa Warmia była częścią wielkiej diecezji, kierowanej przez niemieckie władze kurialne. Jako młodemu duchownemu mogło mu grozić przeniesienie w niemieckie rejony. Dlatego z ukrycia w 1886 roku wspomagał inicjatywę Jana Liszewskiego przy założeniu polskiego pisma w Olsztynie, w 1907 roku jeszcze nie przyjął propozycji kandydowania do parlamentu pruskiego, bo 7 stycznia tamtego 1907 roku napisał: Z powodu pogrzebu księdza kanonika Karaua zeszłej soboty było we Fromborku dużo księży obecnych, bez wyjątku centrowych, którzy o mojej ewentualnej kandydaturze z rąk polskich z taka ujmą i groźbą się wyrażali, iż trudno mi przeciw takim ościeniom wystąpi. Miałbym począwszy od ks. Biskupa do najniższego kapelana, wszystkich księży, prócz paru bliskich znajomych za wrogów i przy wyborach za przeciwników. Gdziebym się podział w razie nie przejścia? Przesiedlono by mnie w niemieckie strony, gdziebym usechł, jak ks. dra Bilitewskiego przesadzono do Wolfsdorf, (teraz Wilczkowo) gdzie obecnie choruje i usycha. Czyż nie korzystniej dla narodu na zdobytym tym pewnym stanowisku pracować, jak puszczać się na niepewne, nowe pola zwodnicze. Wtedy poparł kandydaturę Leona Czarlińskiego z Torunia, ale już w 1911 roku w wyborach jego nazwisko znajdowało się na pierwszym miejscu na liście polskiej. Uzyskał wówczas 7500 głosów, jak nikt przed nim. Kandydował też w następnych wyborach. Odtąd stał się prawdziwym reprezentantem Polaków, skupionych wokół Gazety Olsztyńskiej.

X

Łączyła tych niezwykłych ludzi nadzwyczajna służba rodzinnej Warmii, wyróżniali się pracowitością, odpowiedzialnością i sumiennością w wypełnianiu swoich obowiązków, sprawiedliwością w traktowaniu innych. Dlatego dzisiaj zasługują na naszą pamięć.