Już w czasach, gdy Jezus Chrystus publicznie nauczał przemierzając ziemię Palestyny, stawiano Mu pytanie, czy wolno oddalić swoją żonę (Mt 19,3) - dziś powiedziano by raczej „współmałżonka”, gdyż w tej kwestii panuje obecnie swoiste równouprawnienie. Również Jan Chrzciciel został aresztowany i w konsekwencji stracony za to, że wytknął królowi Herodowi związek z żoną jego brata, Filipa (Mt 14,1-12).
Kwestia rozwodów i powtórnych związków była aktualna także w Kościele pierwotnym (1 Kor 7,10-11), a w początkach Odrodzenia doszło na tym tle nawet do jednej ze schizm w Kościele zachodnim. Chociaż słowa Chrystusa co do nierozerwalności małżeństwa wydają się jednoznaczne, konfrontacja z realiami życia sprawia, że wielu katolików wciąż pyta, czy ta zasada jest absolutna i nie dopuszcza wyjątków. Mimo dwudziestu wieków chrześcijaństwa kwestia rozwodów i ponownych związków jest wciąż aktualna i dotyka dużej liczby członków Kościoła. Dlatego raz po raz mamy do czynienia z inicjatywami biskupów, próbującymi  zaradzić  zaistniałym sytuacjom, zwłaszcza gdy chodzi o możliwość dopuszczenia osób  żyjących w związkach niesakramentalnych do sakramentów świętych.
By uzmysłowić sobie skalę problemu, warto przytoczyć niektóre dane statystyczne. W 2000 r. na ogólną liczbę 211 150 małżeństw zawartych w Polsce rozwiodło się 42 770 par, oznacza to, że co 5 małżeństwo ulega rozpadowi. Nie wolno sądzić, że w tej liczbie, tylko niewielka  część to katolicy. Wielu z nich wstępuje w kolejne, już niesakramentalne z punktu widzenia wiary, związki. Dla przykładu, w warszawskiej parafii Św. Andrzeja Boboli, liczącej około 23 tys. mieszkańców, 34% dzieci nowo ochrzczonych w 2001 r. pochodziło z takich właśnie związków.
Kolejnym niepokojącym zjawiskiem jest życie na sposób małżeński bez żadnej więzi instytucjonalnej, czy to kościelnej, czy to cywilno-prawnej.  Socjologowie z Instytutu Statystyki i Demografii Szkoły Głównej Handlowej oceniają, że co 15 para w Polsce żyje w związku nieformalnym, a ich liczba może dochodzić nawet do 250 tys.
Wobec tego problemu Kościół nie może przechodzić obojętnie, poprzestając  jedynie  na  podkreślaniu niezmiennej zasady o nierozerwalności małżeństwa sakramentalnego. Jan Paweł II, analizując wraz z Synodem Biskupów w Rzymie w 1980 r. sytuację rodziny chrześcijańskiej w świecie współczesnym, stwierdził, że z uwagi na plagę, jaką są rozwody dotykające na równi z innymi środowiska katolickie, problem ten winien być potraktowany jako palący.
II Polski Synod Plenarny, chociaż poświęcił sporo uwagi zjawisku rozpadu małżeństw i jego przyczynom, to w kwestii działań duszpasterskich dotyczących katolików żyjących bez ślubu kościelnego, ograniczył się do stwierdzenia, że niewielka liczba ośrodków prowadzących duszpasterstwo związków niesakramentalnych nie może być uznana za wystarczającą odpowiedź na współczesne wyzwania. Następne zdanie dokumentu synodalnego, poświęconego temu zagadnieniu, jest przywołaniem apelu papieskiego z  adhortacji  „Familiaris  consortio” (nr 84): Przyłączając się do głosu Jana Pawła II, Synod wzywa duszpasterzy i całą wspólnotę wiernych „do okazania pomocy rozwiedzionym, do podejmowania z troskliwą  miłością  starań o to, by nie czuli się odłączeni od Kościoła. Niech będą zachęcani do słuchania Słowa Bożego, do uczęszczania na Mszę świętą, do wytrwania w modlitwie, do pomnażania dzieł miłości oraz inicjatyw wspólnoty na rzecz sprawiedliwości, do wychowania dzieci w wierze chrześcijańskiej, do pielęgnowania ducha i czynów pokutnych, ażeby w ten sposób z dnia na dzień wypraszali sobie u Boga łaskę. (...) Kościół jednak na nowo potwierdza praktykę, opartą na Piśmie świętym, niedopuszczania do Komunii eucharystycznej rozwiedzionych, którzy zawarli ponowny  związek   małżeński”. Zestawiając  wnioski  końcowe II  Polskiego  Synodu Plenarnego  w interesującej nas kwestii z tekstem roboczym, stanowiącym punkt wyjścia do refleksji synodalnej, należy stwierdzić, że niestety nie wypracowano w tym względzie  konkretnych  propozycji  na  przyszłość. Dlatego, wciąż aktualne wydaje się stwierdzenie ks. Tomasza Wielebskiego zawarte w jego opracowaniu z 1998 r., w którym pisze iż,  duszpasterstwo małżeństw niesakramentalnych jest w naszym kraju na etapie tworzenia się pewnych struktur, szukania form i metod działania, stawiania pytań o kierunek rozwoju.
Oznacza to, że ogólne wskazania papieskie, sformułowane w adhortacji „Familiaris consortio” ponad 20 lat temu wciąż jeszcze czekają na podjęcie i szczegółowe rozwinięcie w Kościele polskim. Warto zatem przyjrzeć się doświadczeniu coraz liczniejszej grupy duszpasterzy, którzy podjęli się „przecierania szlaków” dla tego typu duszpasterstwa. Niniejszy tekst jest głosem jednego z nich.

Do kogo adresowane jest omawiane duszpasterstwo?

Co rozumiemy przez związek niesakramentalny? Jan Paweł II, analizując we wspomnianym wyżej dokumencie sytuację rodziny we współczesnym świecie poświęca także uwagę relacjom, które określa jako nieprawidłowe. Zalicza do nich małżeństwa na próbę (FC nr 80), rzeczywiste wolne związki (FC nr 81), katolików złączonych ślubem tylko cywilnym (FC nr 82) oraz rozwiedzionych, którzy zawarli nowy związek już bez ślubu kościelnego (FC nr 84). Między mężczyzną i kobietą, gdy przynajmniej jedna strona jest katolikiem, jedynym związkiem,  który można nazwać  małżeństwem  w  obliczu  Boga i Kościoła, jest relacja zaistniała w wyniku zgody małżeńskiej wyrażonej z zachowaniem tzw. formy kanonicznej (KPK, kan. 1108 i 1117). Dlatego też niektórzy wierni protestują przeciwko nazywaniu osób związanych ślubem tylko cywilnym małżeństwami, nawet, jeżeli dodaje się do nich przymiotnik „niesakramentalne”.
Upraszczając wymienione podziały, można wyróżnić dwie zasadnicze sytuacje: osoby żyjące na sposób małżeński bez przeszkód do zawarcia ślubu kościelnego oraz ponowne związki po rozwodzie cywilnym, gdzie przynajmniej jedna ze stron jest związana z kimś trzecim na sposób sakramentalny. W obu przypadkach może to przybrać formę bądź małżeństwa cywilnego, bądź nieformalnego, tzw. wolnego związku.
W pierwszej sytuacji istnieje możliwość zawarcia ślubu kościelnego i osoby ochrzczone, uważające się za wierzące, winny do niego dążyć. Jeżeli tego nie czynią muszą postawić sobie kilka zasadniczych pytań: co rozumieją przez miłość i do jakiej miłości wzywa ich Chrystus? Kim jest dla nich Bóg i dlaczego boją się otworzyć na Niego w relacji, jaką przeżywają? Myślę, że związek nieformalny, nawet jeżeli dwie osoby w równym stopniu  godzą  się  na niego, zdradza nastawienie egoistyczne i jest manipulacją drugim człowiekiem. W świadomości pozostaje przecież takie założenie: będę z tobą, dopóki będzie mi to odpowiadało, będzie dla mnie korzystne, wygodne, dopóki nie będzie to wymagało ode mnie zbyt dużego wysiłku. Nie ma tutaj prawdziwego wyjścia z siebie i zwrócenia się ku drugiej osobie, a o to właśnie chodzi w miłości. Może jest to niewiara w samą miłość do końca (J 13,1), że istnieje, że jest możliwa do zrealizowania? Intuicyjnie przeczuwa się, że do takiej właśnie, ofiarnej i wiernej miłości wzywa Bóg, więc w konsekwencji unika się także  sakramentu.  Jednak ucieczka przed trudem i szukanie łatwych rozwiązań jest w gruncie rzeczy ucieczką przed życiem i zaprzepaszczeniem szansy rozwoju własnego człowieczeństwa.
Właśnie trwałość, obok wyłączności relacji, jest tym, co wyróżnia małżeństwo od innych związków. Nierozerwalność daje poczucie bezpieczeństwa, stabilności, pozwala mobilizować i inwestować wszystkie siły i środki w budowanie wspólnoty całego życia, co ma znaczenie nie tylko dla małżonków, ale przede wszystkim dla dzieci, które nie wzrastają w atmosferze swoistej „tymczasowości”. W przeciwnym razie człowiek sam z góry określa pewne granice, mówiąc kolokwialnie nie „idzie na całość”, i nie da się tutaj wyeliminować pewnego lęku, czy aby osoba, z którą aktualnie dzielę życie wytrwa ze mną do końca.
Przy takim bowiem warunkowym postawieniu sprawy współmałżonek może być zawsze w którymś momencie zakwestionowany jako partner życiowy. Wspólnota już z założenia traktowana „na próbę” nie może się rozwijać (...). Rozpad związku, choćby zawartego prawnie, ale z intencją trwałości w zależności od sytuacji, nie jest właściwie klęską życiową, ale z góry prawdopodobnym zakończeniem tymczasowego układu. Oczywiście, ktoś może wysunąć argument, że gwarancji trwałości nie daje również sakrament małżeństwa. Sakrament nie odbiera nikomu wolności, a jeżeli jest właściwie przeżywany mobilizuje nie tylko wszystkie siły naturalne, lecz także otwiera na działanie łaski nadprzyrodzonej, pozwalającej przezwyciężać ludzkie ograniczenia i słabości.
Podobnie ma się rzecz z tzw. małżeństwami na próbę. Można zapytać, co chce się  wypróbować  w  drugim  człowieku  lub z drugim człowiekiem? Czy nie jest to stawianie całej sprawy na głowie? Małżeństwo jest procesem dynamicznym, który trwa aż do śmierci jednego z małżonków. Jest to decyzja na całożyciowe zaangażowanie w miłość do drugiej osoby. Oto, dlaczego małżeństwa nie można „wypróbować”, oczywiście poza właściwie rozumianym okresem wzajemnego poznania się w narzeczeństwie. Jedyne zasadne pytanie, jakie winni sobie stawiać kandydaci do małżeństwa, brzmi: czy kocham, czy decyduję się i zarazem zobowiązuję do szukania i realizacji dobra drugiej osoby? Tzw. dopasowanie wzajemne, które zazwyczaj chcą „sprawdzić” przymierzający się do życia  we dwoje, a co św. Paweł ujął trafniej jako znoszenie siebie nawzajem w miłości (Ef 4,2), trwa przez całe życie i jest sztuką, której trzeba się uczyć dzień po dniu.
Warto jednak zauważyć, że gdy chodzi o katolików związanych ślubem tylko cywilnym, papież nie  stawia  ich na równi z nieformalnymi związkami, chociaż także ich sytuacja nie może być przez Kościół uznana za zgodną z wymaganiami wiary. Tu bowiem - pisze papież - istnieje przynajmniej jakieś zobowiązanie do określonej i prawdopodobnie trwałej sytuacji życiowej, chociaż często decyzji tej nie jest obca perspektywa ewentualnego rozwodu. Chcąc publicznego uznania ich związku przez państwo, pary te wykazują gotowość przyjęcia, obok korzyści, także zobowiązań (FC nr 82).
W przypadku związków tylko cywilnych niejednokrotnie mamy do czynienia ze zwykłym zaniedbaniem, będącym wynikiem odłożenia ślubu kościelnego na później, co w praktyce przeciągnęło się na lata. Im dłużej trwa zwłoka, tym bardziej osoby   czują  się  skrępowane,  by  tę  sytuację  uregulować. W pokonaniu oporów i lęków wystarczy niekiedy życzliwe podejście ze strony kapłana. Zapomina się też o możliwości sanowania małżeństwa, bez ponawiania zgody małżeńskiej (KPK, kan. 1161), gdy np. jedna strona jest niewierząca lub negatywnie ustosunkowana do Kościoła i religijna celebracja zawarcia małżeństwa nie wchodzi w grę. Ze strony duchownych ważna jest podstawowa znajomość przepisów KPK w tym zakresie, by nie dochodziło do sytuacji, gdy ksiądz mówi stronie zainteresowanej, że sprawa jest beznadziejna, gdy - jak się później okazało - można było doprowadzić do małżeństwa sakramentalnego przynajmniej na dwa sposoby.
Druga kategoria związków niesakramentalnych to relacje, które nie mogą przerodzić się w małżeństwo kanoniczne z racji istniejącej przeszkody, jaką jest ślub kościelny wiążący przynajmniej jedną ze stron.
Różne motywy powodują, że mimo zobowiązania do wierności, wypływającego z przysięgi małżeńskiej złożonej przed ołtarzem, osoby rozwiedzione w sposób cywilny, decydują się na ponowną próbę małżeństwa. Niekiedy lęk przed samotnością, niespodziewane uczucie, potrzeba stabilności, okazują się silniejsze niż świadomość konsekwencji wynikających z zawarcia kolejnego, już tylko cywilnego, związku przez osobę ochrzczoną. Zwłaszcza gdy w tych relacjach pojawi się potomstwo, sytuacja do pewnego stopnia staje się nieodwracalna. Mimo tego, z biegiem lat, takie wartości jak wiara, Kościół i sakramenty zaczynają być postrzegane z innej perspektywy. Bliskość drugiego człowieka, dzieci, dom okazują się niewystarczające. Zaczyna czegoś brakować, rodzi się tęsknota za czymś więcej. I wtedy nasuwają się pytania, czy nadal jestem w Kościele, czy mam  jeszcze  jakąś szansę wobec Boga, czy mogę żywić nadzieję na zbawienie wieczne?
Pytania te nie mogą być zbywane stwierdzeniami typu: sami sobie są winni, wiedzieli na co się decydują. Motywacje stojące za  ludzkimi decyzjami nie zawsze są jednoznaczne i trudno w każdym przypadku dopatrywać się złej woli. Ową złożoność ludzkich zachowań dobrze ilustruje wypowiedź nieżyjącego już ojca Romana Dudaka, kapucyna, który jako pierwszy w Polsce przeprowadził w  Gdańsku  rekolekcje dla takich właśnie osób: O tym, co to grzech,  oni  często lepiej wiedzą niż ja. Myślą o tym całymi nocami, są głęboko nieszczęśliwi. Ich rodzinna sytuacja jest - z punktu widzenia Kościoła - nieustabilizowana, ale to nie znaczy, że oni kiedyś ten grzech wybrali świadomie, na zimno. Czasem człowiek jest tak przestraszony życiem, perspektywą samotnego borykania się z losem, że nie jest w stanie rozważać swoich decyzji w kategoriach grzechu i bezgrzeszności. Kobieta, która zostaje sama z dzieckiem lub z dziećmi, bo mąż ją rzucił, jest tak przerażona, że jeśli trafi jej się ktoś, kto okaże jej serce, decyduje się na związek z nim. Nie dlatego, żeby mieć z kim iść do łóżka. Przede wszystkim chce mieć oparcie. Samotność jest dla kobiety ciężka podwójnie. Wiem, jak często ludzie wiążą się ze sobą z przyczyn psychicznych, nie z rozwiązłości.
Wiele z tych osób nadal praktykuje swoją wiarę, mimo że czują się katolikami drugiej kategorii i boleśnie przeżywają fakt niemożności przystępowania do sakramentów. Ich poszukiwanie form kontaktu z Bogiem wydaje niekiedy zdumiewające owoce. Często sprawdzają się w tych  okolicznościach słowa św. Pawła: Gdzie wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska" (Rz 5,20). Bo jak właściwie ocenić takie sytuacje, gdy ktoś mimo trwania w związku niesakramentalnym modli się regularnie Liturgią Godzin, wstaje wcześnie rano przed wszystkimi domownikami, by mieć czas na lekturę Pisma Świętego, systematycznie pości i czynnie angażuje się w inicjatywy na rzecz miłości bliźniego? Czy takie osoby rzeczywiście żyją w nieprzyjaźni z Bogiem? Czy łaska Boża nie działa w ich życiu? Paradoksalnie, związek niesakramentalny może zaowocować przebudzeniem religijnym. Co więcej, wiara takich osób jest niekiedy wyrazistsza aniżeli wielu „standardowych” katolików, którzy nie mając przeszkód, chociażby w przystępowaniu do sakramentów, czynią to sporadycznie. Jak w wielu innych sprawach, także i tu, dopiero z dystansu, można w pełni ocenić wartość tego, co się utraciło, co kiedyś było dostępne na wyciągniecie ręki. „Tęsknota i głód”,  tytuł  pierwszej  książki ks. Paciuszkiewicza, zdaniem zainteresowanych, dobrze oddaje stan ich ducha..
Niestety nie wszyscy potrafili zachować wiarę. Wielu przeszło na pozycje laickie czy wręcz ateistyczne. W dokumencie Komitetu ds. Dialogu z Niewierzącymi Rady Konferencji Episkopatu Polski ds. Dialogu Religijnego „Niewierzący w parafii - sugestie duszpasterskie”, czytamy między innymi, o niewierzących, których niewiara wywodzi się z życiowych doświadczeń lub niemożności pogodzenia swego życia z wymaganiami wiary, np. żyjący w  ponownym,  niesakramentalnym  małżeństwie. Z przykrością należy stwierdzić, że niekiedy do takich postaw przyczyniło się zachowanie niektórych duchownych. Bo jakie wnioski można wyciągnąć, gdy słyszy się od własnego proboszcza, że modlitwa osób żyjących bez ślubu kościelnego jest obrazą Boga, a chodzenie do  kościoła  w  takiej sytuacji to grzech? Nieżyczliwość, obojętność lub co najmniej bezradność ze strony duszpasterzy sprawiały, że faktycznie niektórzy poczuli się wyłączeni z Kościoła i pozostawieni własnemu losowi.
Kościół zobowiązuje dziś duszpasterzy do zajęcia się tą grupą wiernych. Należy pamiętać, że oni, zwłaszcza na początku nowej sytuacji życiowej, mają jeszcze wiarę, którą należy pielęgnować. Mają też dzieci, które powinni wychować po chrześcijańsku. Należy im w tym pomóc.

Cel duszpasterstwa osób
żyjących w związkach niesakramentalnych


Jaka winna być reakcja Kościoła wobec opisanych wyżej sytuacji?
Kościół (...) - wyjaśnia Jan Paweł II - ustanowiony dla doprowadzenia wszystkich ludzi, a zwłaszcza ochrzczonych, do zbawienia, nie może pozostawić swemu losowi tych, którzy - już połączeni sakaramentalną więzią małżeńską - próbowali zawrzeć nowe małżeństwo. Będzie też niestrudzenie podejmował wysiłki,  by  oddać  im  do  dyspozycji posiadane przez siebie środki zbawienia (...). Kościół z ufnością wierzy, że ci nawet, którzy oddalili się od przykazania Pańskiego i do tej pory żyją w takim stanie, mogą  otrzymać od Boga łaskę nawrócenia i zbawienia, jeżeli wytrwają w modlitwie, pokucie i miłości (FC, nr 84).
Nie mamy zatem tutaj do czynienia z żadnym rewizjonizmem. Duszpasterstwo osób żyjących w związkach niesakramentalnych nie ma na celu akceptacji rozwodów czy też legalizacji związków niesakramentalnych. Jego celem jest niesienie pomocy duchowej katolikom, którym skomplikowało się życie małżeńskie i aktualnie znajdują się w sytuacji nieuregulowanej.
Zarzut, stawiany przez niektórych, że duszpasterstwo, o którym mówimy, podważa sens wierności małżeńskiej można by równie dobrze wysunąć pod adresem Chrystusa, który ustanowił sakrament pojednania. Czy w ten sposób, przypadkiem, nie naraził On człowieka na grzech? No, bo skoro istnieje możliwość wyjścia z tej sytuacji, to może grzech nie jest czymś strasznym? W duszpasterstwie osób żyjących w związkach niesakramentalnych nie  chodzi  o  tworzenie  jakiegoś  lobby w Kościele, ale o wyciagnięcie pomocnej ręki do tych, którzy świadomi, że ich sytuacja jest obiektywnie niezgodna z Ewangelią, szukają dróg wyjścia, kierując się w stronę Boga. Kościół nie może odrzucić takich ludzi.
Owszem, wiara w miłosierdzie Boże, które nikogo nie przekreśla, musi iść w  parze  z wiarą w wyzwalającą moc prawdy (J 8,31-32). Duszpasterstwo to będzie miało sens jedynie wtedy, gdy będzie stało na gruncie prawdy. Jezus nie oddzielał miłości od prawdy, nie potępił kobiety cudzołożnej, ale też nazwał jej uczynki po imieniu (J 8,11). Prawda pochodząca od Boga nie pozostawia człowieka samotnym i bezradnym. Ukazując obiektywnie  sytuację,  daje  jednocześnie siłę, by tę prawdę przyjąć i żyć w jej świetle. Niektórzy chcą przypisywać Bogu miłosierdzie, które znosi prawa przez Niego ustanowione. Związek niesakramentalny stoi w sprzeczności z Ewangelią, a nauka Chrystusa na ten temat jest jednoznaczna (zob. Mt 5,31-32; 19,5-9; Mk 10,7-12; Łk 16,18; 1 Kor 7,10-11). W samym dokumencie papieskim mimo słów przywracających nadzieję osobom znajdującym się w sytuacji związku niesakramentalnego, wyraź­nie jest mowa o obowiązku rozejścia się (FC, nr 84), jeżeli jest to tylko możliwe, a z pewnością jest, gdy taki związek dopiero się zaczyna, czy jest w sferze planów. Gdy jednak nie jest to możliwe z rożnych racji, należy uczynić wszystko, by pomóc takim osobom zachować więź z Chrystusem i Kościołem. Niech Kościół modli się za nich, niech im dodaje odwagi, niech okaże się miłosierną matką, podtrzymując ich w wierze i nadziei (tamże).
Duszpasterstwo nie ma gotowych recept, jest to raczej droga, która  odsłania  swój  sens  w  miarę kroczenia po niej. Praca w duszpasterstwie - pisze Maria - uczy szukania dróg do Pana pomimo istniejącej przeszkody, w sposób, który sama muszę wypracować i odkryć. To stało się nieprawdopodobnie wciągającą przygodą. Wszystko muszę jakoś zrozumieć od środka - na to trzeba czasu. A wraz z czasem niektórzy ze zdumieniem odkrywają, że z pomocą łaski Bożej, możliwe staje się to, co wydawało się kiedyś niemożliwe. Czy jednak człowiek zdoła dojść do takich momentów w pojedynkę, bez owego podtrzymania w wierze i nadziei ze strony Kościoła?
Trzeba też jasno zdać sobie sprawę, że duszpasterstwo to nie jest masowe. Na rekolekcje i do grup trafia mały procent katolików, których ten problem dotyczy. Wielu przestało praktykować, a inni - jak to określają - nie uznają „półśrodków”. Wiem, że jest coś takiego jak duszpasterstwa i msze dla małżeństw nieskramentalnych - mówi jedna z takich osób - ale ja tego nie uznaję. Nie jestem zbrodniarką, by mi wszystko osobno tłumaczyć.
Mirosław Paciuszkiewicz SJ w refleksji nad swoją posługą, przestrzega także, by nie iść za daleko w pochwałach tego duszpasterstwa.
W ten sposób są oni kreowani niemalże na bohaterów pozytywnych i wzory do naśladowania. To prawda, że Bóg potrafi wyprowadzić dobro nawet z sytuacji obiektywnie złej, nie znaczy to jednak, że zło, rozpad małżeństwa należy ukazywać jako drogę do Boga. Nie wolno zatem wpadać w skrajności: niw potępiać, ale też nie apoteozować.
Przestrogą ku takiemu ustawieniu całej sprawy mogą być słowa Jana Pawła II który pisze, że niejednokrotnie trudno się oprzeć przeświadczeniu, iż czyni się wszystko, aby to, co jest „sytuacją nieprawidłową”, co sprzeciwia się prawdzie i miłości we wzajemnym odniesieniu mężczyzn i kobiet, co rozbija jedność rodzin bez względu na opłakane konsekwencje, zwłaszcza gdy chodzi o dzieci, ukazywać jako „prawidłowe” i atrakcyjne, nadając temu zewnętrzne pozory fascynacji. W ten sposób zagłusza się ludzkie sumienia, zniekształca się to, co prawdziwie dobre i piękne, a ludzką wolność wydaje się na łup faktycznego zniewolenia.
Chodzi zatem o ukazywanie prawdy o złu jakim jest rozwód, fiasko niezrealizowanej do końca miłości, nawet wtedy, gdy małżonkowie rozstają się elegancko i kulturalnie. Zwłaszcza rany psychiczne, wynoszone z tych sytuacji przez dzieci oraz rozdarcie, w jakim muszą potem wzrastać, pozostawiają niezatarty ślad i wpływają istotnie na kształtowanie się ich osobowości. Niezbędnymi postawami są zatem życzliwość, troska, ale także i stanowczość, by nie zamazywać Ewangelii, która wzywa wszystkich ludzi do nawrócenia i zmiany życia.
Dlatego zdaniem ks. Paciuszkiewicza duszpasterstwo osób żyjących w związkach niesakramentalnych tak naprawdę powinno służyć utrwalaniu się zdrowego modelu rodziny. W przeciw­nym razie będzie pomyłką i szkodliwą apoteozą tego, co wśród ludzi ochrzczonych i wierzących nie powinno być normą.
Refleksja, dokonująca się w ramach omawianego duszpasterstwa nad przyczynami rozpadu małżeństw i możliwościami zapobiegania temu zjawisku, może przyczynić się do szeroko pojętej profilaktyki, np. w ramach katechez przedmałżeńskich.

Formy i metody pracy

Fundamentalną sprawą jest postawa wrażliwości i otwarcia na osoby, które z różnych racji żyją bez ślubu kościelnego. Jak wynika z danych statystycznych, nie jest to wcale sprawa marginalna w Kościele polskim. Pomijając takie pary, oznaczałoby zrezygnować z jednej czwartej czy nawet jednej trzeciej ogółu wiernych w większych miastach. Warto zwrócić uwagę na fakt, że Jan Paweł II swoje wezwanie do okazania pomocy rozwiedzionym, żyjących w ponownych związkach kieruje nie tylko do duchowieństwa, ale do całej wspólnoty wiernych (FC nr 84).
Będzie zatem chodziło przede wszystkim o podjęcie inicjatyw na poziomie parafialnym, a istnieje ku temu wiele okazji (kazania, rekolekcje, kancelaria, wizyta duszpasterska, zaproszenie ze strony  różnego  rodzaju  grup  i ruchów religijnych). W tym względzie II Polski Synod Plenarny słusznie zauważa, że nie wystarczy ograniczenie pracy na tym polu jedynie do tworzenia ośrodków specjalistycznych. Owszem, są one potrzebne, aby wypracowywać metody pracy, snuć refleksje nad samym zjawiskiem rozwodów i ponownych związków oraz szukania sposobów przeciwdziała. Istnienie duszpasterstw stanowi też rodzaj świadectwa, że Kościół nie odwrócił się od wiernych, którzy znaleźli się w sytuacji związku niesakramentalnego. Z odpowiedzialności za te osoby nie może zwolnić się żaden duszpasterz, zwłaszcza zaangażowany w parafii.
II Sobór Watykański w „Dekrecie o posłudze i życiu kapłanów” przypomina, że pasterskiej trosce prezbiterów powierzeni są również ci, którzy odeszli od sakramentów czy może nawet i od samej wiary (nr 9).
Podobnie Kodeks Prawa Kanonicznego wśród obowiązków proboszcza wymienia także i ten, by wszelkimi siłami zabiegał, aby ewangeliczne orędzie dotarło również do tych, którzy przestali praktykować albo nie wyznają prawdziwej wiary (kan. 528). Wymaga to pewnej kreatywności w szukaniu dróg i sposobów dotarcia do wspomnianych wyżej osób.
Najogólniej rzecz ujmując, chodzi o tworzenie klimatu sprzyjającego powrotom tych ludzi do Kościoła. Należy pamiętać, że spora część tych osób nosi w sobie zranienia i uprzedzenia, wynikające z uprzednich kontaktów z duchownymi, którzy je wprost dyskryminowali i wykluczali z jakiegokolwiek oddziaływania duszpasterskiego.
Trafną  tezę  sformułował  Mirosław  Paciuszkiewicza  SJ, stwierdzając, że zagadnienie duszpasterstwa rodzin niesakramentalnych, to w dużej mierze zagadnienia języka, jakim posługują się ludzie Kościoła. Nie można bowiem ograniczać się jedynie do stwierdzenia, że omawiana sytuacja jest  niezgodna z prawem Bożym, nieustannie przypominać o grzechu, czy straszyć perspektywą utraty zbawienia wiecznego. Takie działa­nia przynoszą skutek odwrotny od zamierzonego, odstraszają ludzi od Kościoła i zamykają w sobie. W innych dziedzinach Kościół nabrał już pewnych doświadczeń w tym względzie, np. na polu ekumenizmu nie mówi się już o sekciarzach i kacerzach, ale o braciach odłączonych.
Również w tej kwestii papież może służyć duszpasterzom za przykład. Język, jakim posługuje się w „Familiaris consortio” omawiając tę problematykę, naznaczony jest taktem i delikatnością. Mowa jest o podejmowaniu z troskliwą miłością starań o to, by osoby te nie czuły się odłączone od Kościoła, który ze swej strony winien okazać się miłosierną matką i kierować macierzyńskim uczuciem wobec swoich dzieci (FC nr 84). Tylko takie podejście zdolne jest przełamać opór i lęk, oraz obudzić nadzieję, że jeszcze nie wszystko stracone. Jak bardzo język papieża kontrastuje z głosami niektórych katolików, ostrzegających przed głaskaniem cudzołożników po głowie.
Z językiem wiąże się ściśle obraz Kościoła, jaki wyłania się z przepowiadania. Nie należy stwarzać wrażenia, że Kościół to elitarny klub ludzi doskonałych, raczej należy ukazywać go jako wspólnotę tych, którzy, doświadczając własnej słabości, odkrywają obecność Zbawiciela wychodzącego im naprzeciw. Kościół jest święty przede  wszystkim  dzięki obecności Boga w nim oraz sile nawracania, jaka go ożywia, a nie dzięki świętości osobistej jego członków, chociaż i takich mu nie brakuje. Kościół - jak naucza II Sobór Watykański - obejmuje w łonie swoim grzeszników, święty i zarazem ciągle potrzebujący oczyszczenia, podejmuje ustawicznie pokutę i odnowienie swoje. Dlatego nie powinien odstraszać tych, którzy czują się grzesznikami, lecz na odwrót, winien ich przyciągać i jawić się jako miejsce, gdzie Bóg pozwala się znaleźć i doświadczyć odrodzenia. Nie szuka się wody na pustyni, lecz w oazie, gdzie bije jej źródło.
Wszyscy, a zwłaszcza duchowni są odpowiedzialni za tworzenie atmosfery dialogu, zapraszającego do ponownego odkrycia wiary i Kościoła. Sposobności ku temu może być wiele: kancelaria parafialna, konfesjonał, wizyta duszpasterska, przygotowanie dzieci do sakramentów wtajemniczenia chrześcijańskiego. Niektórzy nigdy nie rozmawiali osobiście z księdzem na temat swojej sytuacji, często subiektywnie przekonani, że w przypadku związku niesakramentalnego nic się już nie da zrobić. Kontakt osobisty może doprowadzić do wewnętrznego odblokowania takich osób, zwłaszcza że dla wielu przyjście na rozmowę z duszpasterzem wymaga pokonania nielada oporów psychicznych. Życzliwe potraktowanie może prowadzić do odkrycia na nowo spraw wiary i zainteresowania życiem Kościoła. Kontakt indywidualny z duszpasterzem jest najefektywniejszą formą pracy w tym środowisku. Podczas takich spotkań można wyjaśnić wiele wątpliwości, bardziej obiektywnie spojrzeć na sytuację, zwłaszcza na historię i przyczyny rozpadu pierwszego małżeństwa, a przy tym zobaczyć, czy istnieją podstawy, by sprawę skierować do trybunału kościelnego.
Wśród osób zaangażowanych w tego typu duszpasterstwo panuje zgodny pogląd, że każdy przypadek wymaga indywidualnego podejścia. Przed szablonowym traktowaniem sytuacji związku niesakramentalnego, a zwłaszcza wydawaniem pochopnych ocen przestrzega wyraźnie papież: Niech wiedzą duszpasterze, że dla miłości prawdy mają obowiązek właściwego rozeznania sytuacji. Zachodzi bowiem różnica pomiędzy tymi, którzy szczerze usiłowali ocalić pierwsze małżeństwo i zostali całkiem niesprawiedliwie porzuceni, a tymi, którzy z własnej, ciężkiej winy zniszczyli ważne kanoniczne małżeństwo. Są wreszcie tacy, którzy zawarli nowy związek ze względu na wychowanie dzieci, często w sumieniu subiektywnie pewni, że poprzednie małżeństwo, zniszczone w sposób nieodwracalny, nigdy nie było ważne (FC, nr 84).
Oczywiście, wszystkie wymienione sytuacje nie uprawniają do wstępowania w ponowne niesakramentalne związki niemniej jednak stopień winy może być zróżnicowany i nie zawsze od początku do końca chodzi tu jedynie o złą wolę, egoizm czy uleganie namiętnościom.

Kwestia sakramentów

Jednym z głównych pytań, jakie zadają żyjący w związkach niesakramentalnych, jest pytanie o możliwość przystępowania do spowiedzi i Komunii św. II Polski Synod Plenarny ograniczył się w tej  sprawie  do  zacytowania  tylko jednego zdania z „Familiaris consortio”: Kościół (...) na nowo potwierdza praktykę, opartą na Piśmie Świętym, niedopuszczania do Komunii eucharystycznej rozwiedzionych, którzy zawarli ponowny związek małżeński (FC, nr 84). Na tym kończy się wypowiedź synodalna, dotycząca duszpasterstwa związków niesakramentalnych.
Kwestii  przystępowania do sakramentów świętych Jan Paweł II poświęcił w swojej adhortacji dwa następujące po sobie akapity numeru 84. W pierwszym z nich wyjaśnia, dlaczego osoby żyjące w związkach niesakramentalnych nie mogą być dopuszczone do Komunii św. W drugim natomiast formułuje warunki, których spełnienie otwierałoby drogę do sakramentów. Papież wskazuje na dwa specyficzne dla tej sytuacji warunki: skrucha i żal za rozpad sakramentalnego związku i za niedochowanie wierności małżeńskiej będącej znakiem przymierza Chrystusa z Kościołem; decyzja na życie w czystości, czyli powstrzymanie się od praw, które przysługują jedynie małżonkom. Ten ostatni warunek wchodzi w grę dopiero wtedy, gdy nie można uczynić zadość obowiązkowi rozstania się. Dlatego wymogu wstrzemięźliwości seksualnej nie należy rozumieć jako swoiście pojętej legalizacji związków niesakramentalnych czy też zielonego światła dla tego typu relacji. Oczywiście, oprócz wspomnianych warunków istnieje obowiązek zadośćuczynienia współmałżonkowi, dzieciom oraz tym wszystkich, którzy ucierpieli na skutek rozpadu pierwszego małżeństwa. Jest to jeden z 5 warunków ogólnych przystąpienia do sakramentu pokuty. Jakie racje mogą uzasadniać pozostanie ze sobą osób nie związanych ślubem kościelnym?
Najpoważniejszym powodem uniemożliwiającym rozstanie się jest potomstwo pochodzące z nowego związku (chodzi także o dzieci adoptowane). Dzieci mają prawo do obojga rodziców, których obecność pod jednym dachem i atmosfera rodzinna są niezbędnymi warunkami do ich prawidłowego rozwoju. Wychowanie potomstwa zostało wskazane przez papieża jedynie tytułem przykładu, z czego należy wnioskować, że mogą istnieć także inne racje usprawiedliwiające pozostanie razem, takie jak podeszły wiek, choroba, wspólny dom, długi „staż cywilny” i niemożność odbudowania pierwszego małżeństwa (nierzadko druga strona też jest już z kimś związana) itp. W każdym jednak przypadku musi istnieć minimum zainteresowania i odpowiedzialności za los sakramentalnego małżonka, któremu obok pamięci przed Bogiem w modlitwie strona winna jest życzliwe zainteresowanie i gotowość przyjścia z konkretną pomocą, jeżeli będzie jej potrzebował.
Czy seks jest rzeczywiście taki ważny - pyta Jerzy Grzybowski - i zaraz odpowiada - gdyby  nie  był taki ważny, to by się o nim tyle nie mówiło.... Akt małżeński to nie tylko sprawa anatomii i fizjologii. O ile jest przeżywany w pełni po ludzku angażuje całego człowieka we wszystkich jego wymiarach. Dar ciała we współżyciu fizycznym - wyjaśnia Jan Paweł II - jest realnym symbolem oddania się całej osoby (FC, nr 80). Dlatego współżycie zarezerwowane jest jedynie dla małżonków, stanowi pieczęć ich przysięgi, wzajemnego oddania do końca życia. Zawiera ono w sobie coś niepowtarzalnego, dlatego nie można okazać miłości w sposób równie pełny i autentyczny innej osobie, o ile żyje „owa pierwsza”. Jest jeszcze inny aspekt całej sprawy.  Współżycie  dotyka  wymiaru sacrum  w  człowieku (1 Kor 7,15-20). Nikt z nas nie należy wyłącznie do siebie. Należymy przede wszystkim do Boga i najgłębszy wymiar człowieczeństwa jest zarezerwowany głównie dla Niego. Dopiero przysięga małżeńska złożona przed ołtarzem daje prawo do tak głębokiej ingerencji w intymność drugiego człowieka, wymaga niejako Bożej „autoryzacji” (1 Kor 3,16-17). Relacja małżeńska staje się wtedy znakiem przymierza pomiędzy Bogiem i ludźmi i nabiera waloru sakramentalnego. Współżycie seksualne poza kontekstem małżeńskim jest swoistą profanacją, zarówno obrazu Bożego w człowieku jak i samej miłości, która winna być z Boga (J 4,7). A więc, powstrzymanie się od współżycia cielesnego w przypadku związku niesakramentalnego oznacza respektowanie miejsca należnego Bogu oraz jest wyrazem miłości do drugiego człowieka, umożliwiając mu w ten sposób pełny kontakt z  Bogiem na drodze sakramentalnej. Wstrzemięźliwość w tym zakresie może też przybrać charakter ekspiacji za grzechy popełnione przeciwko miłości.
Zobowiązanie do życia w czystości podejmują zainteresowani wobec kapłana pełniącego w danym momencie rolę spowiednika (proboszcza, rekolekcjonisty czy innego duszpasterza). Niepotrzebna jest natomiast, jak sugerują niektórzy, żadna deklaracja składana na piśmie. Można mówić jedynie o obowiązku poinformowania proboszcza o podjętej decyzji, by nie stawiać go w kłopotliwych sytuacjach. Na ogół, w zależności od wieku i sytuacji zainteresowanych, proponuje się dłuższy lub krótszy okres próby, by deklaracja składana przy spowiedzi była poprzedzona praktyką życia.
Ci, których dotyczy ten problem, niekiedy podnoszą kwestię, czy nie mamy tutaj do czynienia z jakąś szczególną restrykcją Kościoła w stosunku do tej kategorii osób? Dlaczego ten sam grzech w ich sytuacji jest niewybaczalny, a w przypadku niewiernego małżonka z rozgrzeszeniem nie ma problemu, byleby tyko trwał w sakramentalnym związku? Przyznam, że taka licytacja grzechów nie ma sensu. Grzech jest przede wszystkim wykroczeniem przeciwko Bogu (Ps 51,6), zerwaniem przymierza z Nim, i dyskusja, co Boga bardziej obraża, jest trochę nie na miejscu. Z pewnością trwanie w związku niesakramentalnym nie jest najcięższym przewinieniem, jakiego może dopuścić się człowiek. Należy jednak pamiętać, że jednym z podstawowych warunków uzyskania rozgrzeszenia jest postanowienie poprawy. Jeżeli człowiek spowiadający się ze zdrady małżeńskiej nie chce zerwać relacji, która prowadzi go do grzechu, nie może uzyskać rozgrzeszenia. Zatem, w obu przypadkach, związku niesakramentalnego i zdrady małżeńskiej, przeszkodą na drodze do uzyskania rozgrzeszenia jest nie tyle ciężar grzechu, ile postawa, stan trwania w nim, który w pierwszej z wymienionych sytuacji, przyjmuje stałą formę życia, utrwaloną najczęściej także w postaci cywilno-prawnej. Dlatego niemożność rozgrzeszenia ze strony kapłana nie wynika z jakiejś kategorii grzechów zastrzeżonych, lecz z wewnętrznej logiki sakramentu pokuty, a mianowicie z braku woli zerwania z sytuacją, która jest sprzeczna z prawem Bożym. Sakrament pojednania ma o tyle sens, o ile jest autentycznym nawróceniem.
Niektórzy duszpasterze wskazują na jeszcze jeden warunek, jaki powinni spełnić żyjący w związkach niesakramentalnych, by w pełni uczestniczyć w Eucharystii, a mianowicie uniknięcie zgorszenia wśród wiernych. Oznaczałoby to w praktyce przystępowanie do Komunii św. poza granicami parafii. Warto jednak zauważyć, że w dokumencie papieskim argument ten podany jest w akapicie wyjaśniającym zasadniczą niemożność dopuszczenia do Komunii św. osób żyjących ze sobą bez ślubu kościelnego i mowa jest nie o zgorszeniu, ale o niebezpieczeństwie wprowadzenia w błąd lub spowodowania zamieszania wśród wiernych co do nauki Kościoła o nierozerwalności małżeństwa (FC, nr 84). Natomiast w akapicie następnym, omawiającym warunki, których spełnienie otwierałoby drogę do sakra­mentów, zagadnienie to jest pominięte. Z kolei Kongregacja Nauki Wiary w „Liście do biskupów Kościoła katolickiego na temat przyjmowania Komunii św. przez wiernych rozwiedzionych żyjących w nowych związkach” (Rzym 1994) w nr. 4 po zacytowaniu fragmentu z „Familiaris consortio”  dodaje zdanie o obowiązku uniknięcia zgorszenia. Błąd, zamęt czy zgorszenie mogą wystąpić jedynie w przypadku braku wystarczającej wiedzy wśród wiernych czy rozeznania co do konkretnej sytuacji. Warto w tym kontekście zapytać, czy nie należałoby raczej skupić się na formacji świadomości wiernych, co do nauki Kościoła na ten temat, aniżeli obawiać się niebezpieczeństwa zgorszenia? Jak się okazuje, problem związków niesakramentalnych wśród  katolików  wcale  nie  jest  mały, a apel papieski o włączenie tych osób w zasięg oddziaływania duszpasterskiego skierowany jest do całej wspólnoty wiernych. W przeciwnym razie  będziemy  mieli do czynienia z pewną niekonsekwencją. Z jednej strony uznaje się, że niektóre osoby spełniają warunki, by mogły mieć pełny przystęp do Boga, z drugiej zaś spycha się je do podziemia, utwierdzając w przekonaniu, że nie są pełnoprawnymi katolikami.
Ponadto należy pamiętać, że jeżeli ktoś zostaje dopuszczony do sakramentów, pozostając w związku niesakramentalnym, oznacza to, że nie może uczynić zadość obowiązkowi rozstania się. A zatem zawsze mamy do czynienia z sytuacją wyjątkową, a nie z jakimś wybiegiem, pozwalającym na kościelną legalizację związków pozamałżeńskich. Poza tym, moim zdaniem, nie należy obawiać się, że poinformowanie zainteresowanych o wspomnianych warunkach, spowoduje masowy napływ penitentów spod tego znaku. Praktyka duszpasterska pokazuje, że spełnienie warunku, jakim jest decyzja na bratersko-siostrzany styl życia, okazuje się dla wielu zbyt trudne, chociaż zdarzają się także osoby bardzo młode, u których głód Boga zwycięża i sprawy religijne zostają postawione w centrum ich życia.
Nawet w przypadku nieuzyskania rozgrzeszenia, osoby nie powinny odchodzić od konfesjonału z poczuciem dyskryminacji i odrzucenia. Przede wszystkim winny być dokładnie poinformowane o przyczynach niemożności uzyskania rozgrzeszenia w obecnym stanie oraz o warunkach, jakie należałoby spełnić, by stało się to możliwe w przyszłości. Po wtóre, winny odchodzić z nadzieją, że droga do Boga nie została przed nimi zamknięta i że z Bożą pomocą wszystko jest możliwe.
Sakramenty, chociaż są szczytową formą zjednoczenia z Bogiem tu na ziemi, i chociaż życie chrześcijańskie z nich wypływa i do nich winno zmierzać, nie wyczerpują jednak całego bogactwa relacji człowieka z Bogiem. Wiary nie można traktować na zasadzie „albo sakramenty, albo nic”. Gdy niemożliwa jest „normalna” droga do Boga, należy szukać innych dróg, zawsze jednak w ramach tego samego Kościoła. Troską Jana Pawła II jest, by te osoby nie czuły się odłączone od Kościoła, skoro mogą, owszem, jako ochrzczeni, powinni uczestniczyć w jego życiu. Niech będą zachęcani do słuchania Słowa Bożego, do uczęszczania na Mszę świętą, do wytrwania w modlitwie, do pomnażania dzieł miłości oraz inicjatyw wspólnoty na rzecz  sprawiedliwości,  do  wychowywania  dzieci  w  wierze chrześcijańskiej, do pielęgnowania ducha i czynów pokutnych, ażeby w ten sposób z dnia na dzień wypraszali sobie u Boga łaskę (FC, nr 84).
Wskazane powyżej działania nie są czymś, co wykracza poza ramy zwyczajnego życia chrześcijańskiego. Dlatego pomoc tym ludziom nie wymaga jakiegoś specjalistycznego przygotowania, a jedynie odwagi wyjścia ku nim i zaproszenia do pogłębiania swojej wiary. Zapomina się o tym, że są to przecież chrześcijanie i tak na dobrą sprawę chodzi o umiejętnie prowadzoną katechezę dla dorosłych. Wprowadzenie  w życie duchowe, w modlitwę, w Pismo Święte, w rozumienie ducha liturgii mieści się w zakresie zwyczajnej posługi duszpasterskiej i stanowi program wielu grup modlitewnych i apostolskich. Specyfikę tematów czy rozłożenie akcentów podpowiadają sami zainteresowani. Dlatego słusznie II Polski Synod Plenarny stwierdza, że działania na rzecz osób żyjących w związkach niesakramentalnych nie mogą ograniczyć się jedynie do aktywności ośrodków specjalistycznych. Do form pracy wśród tej kategorii wiernych należy zaliczyć:
- przepowiadanie i informowanie (w tym specjalne rekolekcje, dni skupienia, konferencje itp.);
- publikacje (w tym programy radiowo-telewizyjne, strony internetowe itd.);
- formacyjne grupy wsparcia;
- rozmowy indywidualne z duszpasterzem.
Specjalne rekolekcje i dni skupienia oprócz waloru merytorycznego mają także wymiar świadectwa życzliwego zainteresowania Kościoła tymi, , którzy znaleźli się w nieuregulowanej sytuacji małżeńskiej. Mogą one stać się impulsem na drodze powrotu do wiary. Dają poczucie, że ktoś o tych ludziach pamięta, że Kościół nadal jest dla nich otwarty.
Szerszą możliwość dotarcia, a zarazem pozwalającą na zachowanie anonimowości, stwarzają publikacje oraz audycje nadawane przez  środki  społecznego przekazu. Chodzi tu nie tylko o rozgłośnie, wydawnictwa  i prasę katolicką. Należy pamiętać o tym, że część osób, dotkniętych tym problemem, przestała regularnie praktykować i nie ma nawyku sięgania po wydawnictwa religijne. Ostatnimi laty ukazało się wiele wywiadów z duszpasterzami w prasie świeckiej,  zarówno  lokalnej jak i ogólnokrajowej, dotyczących omawianej problematyki. Okazuje się, że temat ten jest wciąż nośny i trudniej znaleźć rozmówców czy autorów tekstów, aniżeli redakcje i wydawnictwa, które byłyby tym zainteresowane.
Ważnym elementem, zapewniającym stałą formację na drodze pogłębiania wiary są grupy wsparcia. Stanowią one punkt odniesienia dla osób poszukujących bliższego kontaktu z Kościołem  i z  duszpasterzami.  Znalezienie  się  w  grupie  osób z podobnymi problemami, wsłuchanie w doświadczenie innych, życzliwie nastawieni księża, wszystko to stwarza szansę ponownego odkrycia chrześcijaństwa. Wyraźnie dostrzegłam przyjazną twarz  Kościoła,  innymi  oczami  widzę teraz Boga - takich i innych słów używają żyjący w związkach niesakramentalnych mówiąc o swoim doświadczeniu bycia w grupie. Myślę, że miejsce dla takich spotkań winno znaleźć się w każdej parafii.

*   *   *

Związki niesakramentalne stanowią część rzeczywistości dzisiejszego Kościoła w Polsce. Należy ubolewać, że zjawisko rozwodów cywilnych i osób żyjących bez ślubu kościelnego ma miejsce wśród katolików i trzeba zrobić wszystko, by zapobiegać takim sytuacjom. Jeżeli jednak mamy już z nimi do czynienia, konieczne staje się szukanie rozwiązań i środków zaradczych. Drogą Kościoła jest człowiek, żyjący w takich a nie innych uwarunkowaniach kulturowych i społecznych.
Problem ten został zauważony przez II Polski Synod Plenarny, aczkolwiek po randze owego wydarzenia można było oczekiwać bardziej szczegółowych wskazań duszpasterskich, zwłaszcza że w ostatnich latach ukazało się wiele publikacji na ten temat i istnieje już co najmniej kilkadziesiąt grup wsparcia dla tego typu osób na terenie całego kraju.
W pracy na tym polu, jak w soczewce, ogniskuje się zasadnicza trudność misji Kościoła: przepowiadanie prawdy ewangelicznej, idącej często pod prąd duchowi i zwyczajom tego świata, oraz cierpliwe towarzyszenie tym, którzy nią jeszcze nie żyją.
W Kościele zawsze będzie istniało pewne napięcie. Z jednej strony będzie on bronił nierozerwalności małżeństwa - gdyż takim właśnie nierozerwalnym związkiem na dobre i na złe winno być ono według zamysłu Bożego (Mt 19,4-6). Z drugiej zaś strony, Kościół zobowiązany jest do kontynuowania postawy swojego Mistrza, który szuka owiec zagubionych, bo nie przyszedł  powoływać  sprawiedliwych,  ale  grzeszników (Mt 9,13). Słowa nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię (Mk 1,15), skierowane są do wszystkich ludzi.

Przegląd Powszechny 7-8/2002 s. 13-26

Przegląd Powszechny 9/2002 s. 255-266

Synod i co dalej?